ZIEMIA
ziemio geoido ziemio maso ognista,
od wieków rozpalona, jak żagiew płomienista.
przez Ptolemeusza w wszechświat uniesiona,
przez Kopernika na wieki ruszona.
wędrujesz we wszechświecie po drogach przestrzennych,
zmieniasz swe oblicze w ciemnościach bezdennych.
szukasz dla się ciepła w swej dalekiej gwieździe,
leżysz w jej orbicie jak ptak w swoim gnieździe.
sama świecisz w ciemnościach, lecz światłem odbitym,
jesteś jakby zwierciadłem w planet globie skrytym.
chcieć cię zbadać ziemio ileż trzeba trudu,
ileż ofiar śmierci wśród uczonych ludu.
ściągasz jak magnes na swe łono szare,
według praw Newtona chociaż bardzo stare.
wydajesz z siebie płody z swej twórczej natury,
gościsz na sobie rzeki i przepiękne góry.
piękno twojej przyrody opiewają wieszcze,
grzebiesz w sobie zmarłych, wołając wciąż jeszcze!
kończąc opowieść o twym pięknym globie,
w końcu i ja złożę swoje ciało w Tobie.
BEZSILNOŚĆ
coraz trudniej ogarnąć myślami
ziemski majestat prawdy,
to z jego powodu łatwo zauważyć
niesprawiedliwość, ludzkie nieszczęścia
i codzienne zgryzoty
paradoksalnie nie popełniam błędu konstatując,
to człowiek człowiekowi od zarania dziejów
sprawia kłopoty.
przykłady potwierdzają, że nawet od momentu
biologicznej zygoty.
coraz trudniej zaprzeczać takiemu stwierdzeniu,
liczne przykłady na zło dostarcza codzienność
czasami nawet nie bezpośrednio, ale przez jego
nieprzewidywalną odmienność.
w marazmie zła i nieprawości płodzimy nowe pokolenia
niezależnie od wiedzy jak i zamożności
obojętnie na której półkuli czynimy z życia koszmar.
niewiarygodne, ale w powadze obowiązującego prawa
dokonujemy tych okropności,
niekiedy w świadomej zaciekłości.
stąd morał a nawet uzasadnione przekonanie,
że choć złorzecząc to żyć musimy
w totalnej bezsilności!
GRZECH
byłem grzesznikiem, choć nie zdążyłem zgrzeszyć,
płakałem, choć powinienem się cieszyć,
gdy on pierworodny w spadku po Adamie i Ewie
znikał na zawsze z mej duszy
z ostatnią kroplą wody chrzcielnej.
nic nie rozumiałem, ale uśmiechałem się
być może z wdzięczności,
gdy kapłan wypowiadał moje imię — Mieczysław
w majestacie ciszy kościelnej.
z zaciekawieniem patrzyłem na chrzestnych,
biologicznych rodziców,
na ich twarze skupione, lecz pełne radości,
szczęśliwe z dokonanego sakramentu chrztu,
na długą ziemską drogę niedoskonałości.
wiem jak bardzo trudno oprzeć się pokusom świata
tonącego w swawoli,
zostałem ponownie grzesznikiem, ale już z własnej
i nieprzymuszonej woli.
Wiatr
siłą aktywności
na przemian łamie
i gładzi gałęzie
pobudza wyobraźnię
nieokiełznany
nie uspokaja duszy
rozedrganych myśli
niewidzialną energią
podmuchu
przelatuje skrycie
pomiędzy listowiem
pustkę zostawia
nie stara się
zatrzymać piękna
stworzonego
rozkoszą chwili
Łzy
Krople padającego deszczu
mieszane z łzami
spływają po bladej
zapłakanej twarzy.
Zastanawiająca różnica
w specyfice smaku
zatrzymanego na wargach
wilgotnych ust.
Łzy – incydentalne,
rzęsiste, mimowolne,
czego mogą być wytworem
wyrażając na przemian smutek i radość,
szczęście i żal,
szczerość i obłudę.
Łzy – te małe kropelki,
źródło wewnętrznej reakcji
emocjonalnego stanu,
a odzwierciedlają
tyle sprzeczności.