Edward Guziakiewicz
Pisarz, polski autor fantastyki, dziennikarz kulturalny i self-publisher. Pisze dla dzieci i młodzieży oraz uprawia fantastykę naukową. Jego dorobek twórczy obejmuje: 8 powieści, 10 mikropowieści, 26 opowiadań, dramat, a ponadto 2 poradniki dla młodzieży (know-how), jeden dla dzieci, 2 tomy wywiadów i tom eseistyki, nie licząc kilkuset publikacji prasowych oraz drobnych utworów poetyckich. Należy do autorów, kładących nacisk na obecność w Internecie i oferujących swoje książki w pierwszej kolejności w postaci elektronicznej.

Urodzony w Mielcu w 1952 r. Absolwent Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Obronił pracę magisterską z oceną bardzo dobrą, następnie zdobył tytuł kanonicznego licencjata teologii pastoralnej z oceną valde bene (tzw. licencjat rzymski), a wreszcie ukończył studia doktoranckie. Został wysłany przez uczelnię na stypendium naukowe do Belgii (Katholieke Universiteit Leuven). Potem wciągnęły go publicystyka i dziennikarstwo z racji związków z tygodnikiem „Gość Niedzielny”, na łamach którego zamieszczał pierwsze teksty. Jego młodzieńczą biografię wzbogaca działalność w Ruchu Światło-Życie oraz we wspólnotach neokatechumenatu.

W latach 1981-1982 etatowy sekretarz redakcji tygodnika „Gość Niedzielny” w Katowicach. W latach 1986-1993 współpracownik i redaktor miesięcznika „Wzrastanie”. W latach 1987-1993 stały współpracownik działu religijnego tygodnika „Katolik”. W latach 1994-1999 regionalny korespondent Gazety Codziennej „Nowiny” w Rzeszowie. W latach 2003-2008 współpracownik kwartalnika „Nadwisłocze”. Publicystyka tego autora jest rozsiana po łamach około trzydziestu czasopism, w tym polonijnych. Ponad pięćset tekstów zamieścił w periodykach regionalnych i lokalnych regionu Podkarpacia.

Od 17 października 2006 roku  jest członkiem Związku Literatów Polskich.


W świecie poezji

Sen

Ledwo smak wiosny poznała, gdy nagle
w jego ramionach odkryła swe baśnie.
Ach, młodość, młodość, dmuchnąć tylko w żagle,
wzburzone morze pokona — i zaśnie!

Prorok, kto dojrzy serca sekret we mgle,
ocean wzruszeń i pragnień odgadnie,
sercu się skłoni, słowem włada biegle,
odsłoni z gracją, co skryte gdzieś na dnie!

Niczym ogrodów miłości mamidła,
rozkwitła, pragnie owoców dać grona.
Ach, wiosna, wiosna, dorzuć wiatru skrzydła,
wnet ją przyniesie, uśpioną w ramionach!

Prorok, kto senne serca ścieżki zgadnie,
słowem przywita, utkanym w mimozy,
piórem wyścieli łoże jej paradnie,
bielą wyłoży niby korą brzozy!

W złotym promieniu marzenia ukryte,
lato upalne przetrwają w ogrodzie,
barwami kwiatów zachłysną się, syte,
zbudzi je jesień, nurząc w słodkim miodzie!

Wyznanie

Nie usłyszysz dźwięku gitary,
nie obdarzę Cię kwiatów naręczem,
ale wyślę słów moich flary,
w kształcie serca otoczą Cię wieńcem.

Nie zamówię kolacji przy świecach,
nie zaproszę pianisty we fraku,
morzem słów Twoją postać ukwiecę,
dodam barw jak na płótnach Kossaków.

Nie uczynię Ci raju aresztem,
nie wynajmę hotelu w tropikach,
lecz zabiorę Cię na wyspy wieszcze,
nieśmiertelność dam Ci w lirykach.

*********
W świecie prozy

Bunt androidów
(fragment powieści sf)

Trójoki planował nowe akcje na Ziemi i dobierał do nich wykonawców z pierwszego poziomu. Urodzony optymista, opanowany i skupiony, emanował pogodą ducha. Usiadłem przy nim, wpatrując się w monitory. Wstydliwie omijałem wzrokiem jego trzecie oko, jakby to była jakaś ułomność, którą nie należało się chwalić. Mimowolnie zakładałem, że służy ono do specjalnych, paranormalnych celów, ale jak dotąd nie odkryłem, żeby posługiwał się nim inaczej niż parą pozostałych. Musiałem przyzwyczaić się do tej przypadłości jego gatunku, o którym nadal niewiele wiedziałem.
Miał na tapecie kilka powoli się obracających dziewczęcych postaci. Nie powiem, młódki były atrakcyjne, niczym z ilustrowanych magazynów dla kobiet, szczupłe jak Kasandra i wprost rwące się do działania. Skupiłem uwagę na uśmiechniętej Mulatce o wydatnych piersiach.
— Rozkoszna — rzekłem, nie mogąc wyjść z podziwu. — Dla mnie bomba. Żywcem Miss Universe, kocham takie lale!
Pozwolił mi nacieszyć oczy.
— Myślę o tej zmysłowej blondynce — ostrożnie zasugerował. — Długo się zastanawiałem, wydaje mi się w sam raz.
Na pierwszy plan wypłynęło zbliżenie dziewczyny. Włosy zebrane z tyłu głowy w koński ogon odsłaniały czytelne rysy twarzy.
— Ja cię pierdzielę, ale szprycha, prawdziwe bóstwo, nie da się ukryć, miód, rarytas, cimes. Co za zderzaki?! — odrzekłem, z uznaniem kiwając głową. Bez dwóch zdań, Or-Mat miał naprawdę dobry gust. Chyliłem przed nim czoła. — Jak ty łowisz takie foczki? Podpatrujesz kreatorów mody? Chyba nie ogłaszasz castingów? A może sam szlifujesz im geny?
— Te landszafty malowała natura, mamy ich od groma, jest w czym wybierać — żartobliwie skwitował i zerknął na mnie z zaciekawieniem. — I nie trzeba niczego poprawiać. Podoba ci się ta mała? Jeśli tak, to zaczniemy ją klonować. Jest androidem klasy D2. Stwarza wrażenie czujnej i umiejącej się kontrolować. Będzie odważna i całkowicie oddana sprawie. Wymyślimy dla niej nietrudne zadanie, żeby się sprawdziła. Potem będzie do twojej dyspozycji. Musisz mieć w zapasie dwóch, trzech agentów, gotowych działać nie tylko na Ziemi, ale również na innych planetach.
Z zadowoleniem zatarłem ręce. Miał głowę nie od parady.
— Klasa! — zaczynało być ciekawie. — I pomyśleć, że w chwilach zwątpienia oczyma wyobraźni widziałem siedzących tu zgrzybiałych starców, nie dostrzegających popełnianych przez siebie błędów… — palnąłem bez namysłu.
— He, he, he! — cichutko się roześmiał. Udało mi się go rozbawić. — Nic z tych rzeczy. Tu trzeba ruszać mózgownicą. Sklerotyk nie zagrzałby miejsca.


A jeśli jutra nie będzie
(fragment powieści sf)

Zniewalająca nieznajoma pojawiła się następnego dnia późnym południem. Robili pod okiem Briana porządki na autostradzie, znużony wrócił po pracy i zaszył się na pół godziny w łazience, eksperymentując z wanną jacuzzi. Miał na sobie szorty i płaszcz kąpielowy, gdy usłyszał gong. Zrelaksowany otworzył drzwi i zdębiał.
W progu stała zmysłowa młódka. Wykwitła niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyglądała prześlicznie, jak wy¬cięta z foldera, szykownie i ponętnie. Ktoś, kto wysłał ją w drogę, zadbał, by miała na sobie markowe ciuchy i dodatki. Dobrze położony makijaż dodawał jej uroku, a różowe czółenka na obcasie czyniły ją wyższą. Pełne karminowe usta wyzywały namiętnością i mogłyby skusić nawet świętego. Nie sądził, by miała więcej niż… Lepiej się było nie domyślać. Za zjawiskowymi turkawkami w jej wieku mimowolnie się oglądał i silnie pobudzały jego wyobraźnię. Nie śmiałby jednak uderzać do takich lal, były dla niego owocem zakazanym. Pochodziły z innej bajki i wyczuwał dzielący go mur. Gdyby się przystawiał, usłyszałby pewnie „wal się!” Były z lepszej gliny. On kończył szkołę i sięgał po dyplom, one jeszcze nie rozstały się z junior high school i miały swoje snobistyczne towarzystwo. Z reguły przy dużej kasie.
— Hej! Oscar Moore? — przestąpiła z nogi na nogę. Starała się okazać, że nie traci rezonu. Jej oczy jednak zdradzały, że nie jest zbyt pewna siebie.
Przytaknął. Z trudem przełknął ślinę i jabłko Adama wyraźnie mu podskoczyło. Już miał odruchowo dodać, że pomyliła numer. Na pierwszym piętrze były trzy apartamenty.
— Tak, to ja! — zdumiony potwierdził. — O co chodzi?
— Mam być twoją żoną — rzuciła jak mięsem elektryzującym tekstem, który sprawił, że w jednej chwili zmiękły mu kolana. — Czy mogę wejść?
Zatkało go. Omal nie padł trupem z wrażenia. Wpuścił ją do mieszkania, z przejęcia nie mogąc wyrzec ani słowa. Weszła do salonu, ciągnąc za sobą niepokojący zapach oszałamiających perfum i zdjęła plecaczek. Na dygocących nogach udał się za nią, potykając się o róg grubego dywanu. Uderzyła mu do głowy i nie potrafił oprzeć się jej urokowi.
— Kto cię przysłał? — wygęgał, mając stuprocentową pewność, że zaszła horrendalna pomyłka.
— Nazywam się Natasha Robinson, a skierowano mnie ze St. Mary's Medical Center. Masz powiedzieć, czy ci odpowiadam — wyjawiła ze zdumiewającą szczerością. Jej głos lekko drżał.
Była taka, że palce lizać! Przypadła mu do gustu. Uosabiała marzenia nastolatka o idealnej dziewczynie. Przyszła mu do głowy sprytna Angelina i uznał, że to może być jej pokazowy numer. Jeszcze lepszy niż striptiz. Nie wiedział, co począć. Próbował opanować łomot serca. Wreszcie kazał szczenięcej bogini usiąść przy stole i poszedł rozejrzeć się za swoim telefonem komórkowym. Okazało się, że Emily dwa razy do niego dzwoniła, ale nie odebrał, bo był w łazience. Nagrała mu się na pocztę głosową.
„Ta czarująca Natasha była przez dwa dni w szoku — słyszał w słuchawce jej dźwięczny głos. — Zatrzasnęła się w poniedziałek rano w piwnicy, nie umiała się wydostać, nic nie jadła, ani nie piła, a dopiero we wtorek ktoś ją przypadkiem znalazł. I zupełnie załamaną przywiózł do Medical Center. Psycholog cudem ją poskładał. Nie widziałam kozy, ale Angelina uznała, że jest… no wiesz... I że powinieneś ją wziąć, a przynajmniej obejrzeć!”
Wysłuchał do końca tyrady słów i wrócił do kuszącej małolaty. Poderwała się na równe nogi. Jej przyszłość wisiała na włosku. Nie wiadomo dlaczego przyszły mu do głowy filmowe bliźniaczki, Mary-Kate i Ashley Olsen. Przetarł zdumione oczy i z zapartym tchem obejrzał ją jeszcze raz. Boże, co za cudo! Wystawiono ją na sprzedaż jak niewolnicę na targu w starożytnym Rzymie i zdawał się rozumieć jej położenie. Malująca się na twarzy niepewność nie odbierała jej jednak uroku. Stąpała przecież po cienkim lodzie. Ze stężoną twarzą czekała na wyrok.
Gra była warta świeczki. Ménage à trois? Zapowiadało się ménage à quatre. Odchrząknął. Matka mówiła mu, żeby policzył do dziesięciu, jeśli chce zabrać głos i coś ważnego powiedzieć, do czego zwykle się stosował, ale tym razem nie wytrzymał. Jeszcze chwila i zamieniłby się z wrażenia w bełkoczącego idiotę.
— Odpowiadasz mi — wyjąkał, nie chcąc okazać, że zrobiła na nim szalone wrażenie. — A ja ci się… podobam?
— Mhm! — szybciutko przytaknęła. Odetchnęła z ulgą, a jej oczy się zaświeciły. Napięcie spadło.
— Możesz z nami zostać — rozsądził. — Wieczorem obejrzą cię moje królewny…
Zaniepokoiło ją ostatnie zdanie. Odniosła wrażenie, że chłopak się wyślizguje i zareagowała gwałtownie. Impulsywnie złapała go za pasek od płaszcza kąpielowego i wydawało się, że go już nie puści. Ruszyła do ataku.
— Słowa są tylko słowami, nie chcę wracać, musisz mnie przelecieć, jeśli to zrobisz, nie będziesz mnie już mógł odesłać — zatrajkotała w panice. — Rozumiesz? Teraz!
Była naprawdę zdeterminowana, a lęk przed odrzuceniem dodawał jej odwagi.
— Chyba zwariowałaś, robimy to wieczorem w łóżku — rzucił w samoobronie. — Jednak zaraz spokorniał, widząc jej przerażone oczy: — Okay, jak sobie życzysz.
Skonsumował ją w pokoiku Emily. Darła się wniebogłosy. Krzyczała, obejmując go za szyję. Przywarła do niego nagimi piersiami. A kiedy skończył, z trudem ją od siebie oderwał. Odwróciła się na bok i mocno zasnęła.
Zabrał płaszcz kąpielowy i skrył się w kuchni. Poszukał w lodów¬ce czegoś do picia. Ta siksa była z ikrą, efektowna i świeża jak poranek, więc powinien był czuć się jak młody bóg. I właściwie tak się czuł. Stanowiła wcielenie zmysłowej doskonałości i wspiął się na prawdziwe wyżyny. Nigdy nie przeżył czegoś równie ekscytującego. Iluż kumpli ze szkoły by mu zazdrościło! Zaprzedaliby duszę diabłu, żeby ją mieć. Jednak coś go ścisnęło w gardle. To, co się wokół niego działo, nie było wcale zabawne i wymykało się wszelkiej logice. Nie miał się czym chwalić. Posypało się jak z rogu obfitości, więc jego lista miłosnych zdobyczy była niebezpiecznie długa i zatrważająca. W ciągu kilku dni dał się zaciągnąć do łóżka pięciu szukającym ucieczki zrozpaczonym madonnom. Czyżby trafił na główną wygraną w Powerball? Były chętne, nie musiał ich uwodzić i leciały do niego jak ćmy do światła. Ten szturm kobiecego czaru zaczynał go jednak niepokoić. Jego życie stało się zwariowaną karuzelą i targały nim sprzeczne uczucia. Nie miał skłonności do zakazywania sobie przyjemności, niemniej jednak gubił się w nadmiarze. Zatęsknił za nieżyjącymi rodzicami oraz domowym porządkiem i ładem, który reprezentowali. Świat się walił, więc Oscarowi powinien był zachować przytomność umysłu i zimną krew, gdy tymczasem one wytrącały go z równowagi, co rusz wzniecając pożary zmysłów. Zadawały gwałt jego nieco bojaźliwej naturze, zmuszając go do przekraczania zakazanych granic. „Jesteś frajerem, który wybawia panienki z opresji!” — zachichotał w jego głowie cichy głosik.
— Dlaczego akurat mnie musiało to spotkać? — pociągnął nosem. — Ale się pochrzaniło? Prawdziwy obłęd — z jego oczu spłynęły dwie łzy. — I to cholerne tempo! Co za dużo, to niezdrowo!
Przez chwilę czuł się nędznym przybłędą w świecie pięknych kobiet. Miał zamęt w głowie. Umył twarz w łazience, wstydząc się spojrzeć w lustro. Superwirus wywołał prawdziwe spustoszenia, a wartości, które mu starzy wpoili, starając się wychować go na porządnego człowieka, przestały cokolwiek znaczyć. Wszystkie podeptał. Spadł do roli popapranego robota rekreacyjnego, androida do uciech cielesnych, sexbota z kiepskiego filmu science fiction. Przyzwoici ludzie, o ile tacy się ostali, powinni byli okrzyknąć go erotomanem i zboczeńcem.

Maziarz Danuta - urodziła się w 1958 roku w Mielcu. Tutaj ukończyła Szkołę Podstawową nr 6, a następnie II Liceum Ogólnokształcące im. M. Kopernika. W okresie szkolnym trenowała w sekcji gimnastycznej FKS Mielec oraz tańczyła w Zespole Pieśni i Tańca „Rzeszowiacy”. Studiowała na AWF w Warszawie. Po obronie pracy magisterskiej powróciła do Mielca, gdzie pracowała w Szkole Podstawowej nr 3.  
W wolnych chwilach pisała „do szuflady”. Publikowała też artykuły na szkolnej stronie internetowej /„Anglia, Walia, Irlandia”, „Tylko we Lwowie”, „Weekend w Bieszczadach”, „Lato na Majorce”, „Nauczyciele zwiedzają Portugalię”…/

Obecnie emerytka, szczęśliwa żona, mama i babcia. Uważa, że emerytura to świetny czas na rozwijanie swoich zainteresowań i pasji. Lubi aktywny tryb życia, ciekawe podróże, fotografowanie i spektakle muzyczne. Zachwyca ją piękno krajobrazu, bezmiar wszechświata i jego Stwórca. Wciąż na nowo odkrywa uroki poezji.

Od 2020 roku należy do Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO TMZM. Jej wiersze ukazały się na stronie internetowej MGL SŁOWO oraz w almanachach: „W przestrzeniach wyobraźni” i „Pozwólmy mówić słowom”. Publikuje również w mieleckim piśmie parafialnym „IKONA". W 2024 roku ukazał się jej debiutancki tomik poezji: „Z nurtem czasu”. .

Otrzymane nagrody:
* I miejsce w Ogólnopolskim Konkursie o Św. Janie Pawle II „Co powiedzieć chciałeś, kiedy w oknie stałeś…”/forma literacka dla dorosłych/ - 2020 rok
* Trzykrotna laureatka konkursu „(nie)Odkryta ziemia mielecka. Nagroda artystyczna im. Marii Błażków” – I i III miejsce w kategorii proza /2021 i 2023 rok/ oraz II miejsca w kategorii poezja /2022 rok/.
* II miejsce w Konkursie literacko – poetyckim dla seniorów /Senioralia 2022/
* II miejsce w konkursie fotograficznym: „Szukanie historii. Tropami zabytków językowych Mielca” /2022 rok/
* Wyróżnienie w konkursie twórczości poetycko-literackiej dla seniorów /2023/
* III miejsce w XIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Na skrzydłach Dedala” – Mielec 2023

POTOMKOWIE DEDALA

Nogi stąpają po ziemi
a głowa
pełna ikarowego zachwytu
snuje nowe plany.
Potomkowie Dedala
unoszą się wysoko
wyżej, jeszcze wyżej
przekraczając granice niemożliwego.

Uwolnieni od grawitacji
zamknięci
w statkach powietrznych.
Wolni
a jednak ograniczeni.
Zdobywcy kosmosu
uzależnieni od tlenu.

Trudno balansować
między Dedalem a Ikarem
między granicami
bezpieczeństwa i poznania.
Wznieść się ponad rutynę
nie ignorując linii rozsądku.

Potomkowie Dedala
zamknięci
w statkach kosmicznych
uwieczniają w kadrze
marzenia Ikara.
Inspirują
nowych Odkrywców
gotowych zaryzykować wszystko
nie mając gwarancji na nic.

Poszukiwacze wolności doskonałej.


UKRYTE PIĘKNO
Najpiękniejsze miejsca na ziemi
to te, z dala od zgiełku
gdzie otulony ciszą
płynie w powietrzu
szum strumyka
a gwiazdy czekają
na marzycieli
gdzie zagubione
w drzew gęstwinie jeziora
wciąż niecierpliwie wyczekują
swoich nowych odkrywców.
To tutaj stajesz się częścią natury
jej oddechem
zanurzasz się w jej barwach
upajasz odgłosami
szeptami, wyznaniami
przekraczasz granice czasu
i przestrzeni.

Natura, to ty.

Miłość

Miłość
to powiew wiatru
zapach akacji
i śpiew słowika
uśmiech co płacze
łzy co się śmieją
dwóch serc muzyka.

Sielanka
Miłość chabrów i maków
w łanach zbóż ukryta
taka prosta i skromna
a tak znakomita

CZTERY PORY ROKU
Wiosna
Bzy, stokrotki, kasztany,
bratki, tulipany,
kwitną wśród śpiewu ptaków
wiosny pejzażami.

Lato
Lato kolorami dojrzewa
myśli leniwe rozgrzewa
tylko drzewa nieruchomo wyniośle
słuchają jak trawa rośnie.

Jesień
Lecą z nieba deszczu strugi
w trawie kąpią się kasztany
a artysta roztargniony
rozlał farby w drzew korony.

Zima
Szroni drzewa mróz siarczysty
i w baśniowych krajobrazach
promienisty uśmiech słońca
odbija się w ludzkich twarzach.

Codzienność
Codzienność zwyczajna
powszednia i szara
codzienność tak zwykła
że do przewidzenia
codzienność
niezmiennie w rutynę ubrana
chociaż dni mijają
nic się w niej nie zmienia.

Jak taka codzienność może nas zachwycać?
I co w niej szczęśliwe, skoro nieszczęśliwa?

Dowiesz się gdy stracisz
co naprawdę znaczy
ten urok ukryty
spokojnego życia

że każdy dzień nowy
to dar niesłychany
za darmo
w Twe ręce na służbę oddany.

List do Jana

„ Nie posprzątasz mieszkania
nie podlejesz dziś kwiatków”
„Duszę skrzypiec obudzisz”
grając przy swoim dziadku.

„Nie przeczytasz gazety
nie zapłacisz podatku”
Już zapięty w „Sutannie”
guzik życia ostatni.

Zostawiłeś nam wiersze
i na płycie śpiewanie.
My będziemy pamiętać
Ty też wspomnij nas Janie.

/wiersz dedykowany Janowi Robakowi, a napisany, jako odpowiedź na jego wiersze: „Stare skrzypce po dziadku” i „Sutanna”/.

Danuta Maziarz



Spacer

Idziemy razem
śladami przeszłości.
Powoli stawiasz kroki
w obcym tu i teraz.
Przemierzamy przeszłość
przysłoniętą niepamięcią.
Wydobywamy z niej
promyki słońca.

Jutro pójdziemy
tą samą drogą.
W starych śladach
odkryjesz nowe.
Znowu zanurzysz się
w niepamięci.
Odwiedzisz obce
tu i teraz.

Tymczasem
bój wygrany.
Razem idziemy
śladami przeszłości.
Niepamięć
nas nie zniewala.
Trzymamy się
mocno za ręce

bo tylko miłość się liczy

a Miłość
to my Mamo.

Moje miasto

W moim mieście
wszystko takie moje
widok z okna
znajome ulice
śmiech przyjaciół
serca niepokoje
szkolny dzwonek
splecionych rąk dwoje.

To z Wisłoki nurtem zawsze płyną
najpiękniejsze dziecięce wspomnienia
i choć życie ciągle gna to przodu
dawnych czasów ta pogoń nie zmienia.

W moim mieście
wysoko w obłokach
samolotów
znajoma muzyka
chór kibiców
wtóruje na dole
duch sportowy
mknie wciąż po ulicach.

To z Wisłoki nurtem zawsze płyną
najpiękniejsze młodości wspomnienia
i choć życie ciągle gna to przodu
dawnych czasów ta pogoń nie zmienia.

W moim mieście
na zegarze życia
wciąż się przeszłość
z przyszłością spotyka
a Patronka
czuwająca w górze
nad tym miastem
cichutko przemyka.

W moim mieście
wszystko takie moje.

Z tęczowej perspektywy
Rozpinasz tęczę
więc biegnę.
Głowę zanurzam w obłokach.
Zerkam dyskretnie na ziemię
by sprawy ogarnąć
z wysoka.
Wszystko jest dziwnie maleńkie
po ziemsku zagmatwane.
Gdy idę po tęczy
do Ciebie
spokój ogarnia mnie
Panie.

Gdyby
Gdyby tak można zmierzyć
mądrość i głupotę
i na tej podstawie
przydzielać robotę.
Głupi myśli, że mądry
a mądry, że głupi
jeden i drugi w błędzie
a obcy kraj łupi.

Samotność
Cisza tak głośna
że aż nieznośna

Krytyka
Krytyczne uwagi zmuszają do refleksji
pomagają widzieć siebie oczami innych
dla wielu to trudny kęs do zgryzienia
nie ma się czym delektować, a przełknąć trzeba.

Marzenia
Naukowcy zamknęli je
w kopule naszej głowy
ale one nie wiedzieć czemu
ulatują na zewnątrz.
Unoszą się wysoko
coraz wyżej
aż znikają w błękicie
otulone ciepłem radosnego słońca.
Wystarczy zamknąć oczy
by poszybować z nimi
w nieznaną niecodzienność.
Na skrzydłach wyobraźni
lekkie jak puch ciało
posłusznie podąża szlakiem marzeń.
Opadają łańcuchy grawitacji.
Jesteśmy wolni.

Dojrzewanie miłości
Bezgranicznie ufająca
miłość dziecięca
Pełna pytań bez odpowiedzi
miłość młodzieńcza
Nieustannie wątpiąca
miłość dorosła
I ta cicha
przekraczająca próg nadziei
miłość dojrzała.


Adam Kopacz
Rocznik 1955, z pochodzenia przecławianin.
Rysownik i regionalista utrwalający w rymowanej formie osoby, wydarzenia i miejsca związane z okolicami Przecławia – i nie tylko. Tworzy różnotematyczne wiersze, opisy, relacje. Przytacza fakty, opowieści, wspomnienia czy anegdoty.
Członek Stowarzyszenia Społeczno- Kulturalnego „RĘDZINY”w Tuszymie i działającej w strukturach Towarzystwa Miłośników Ziemi Mieleckiej, Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO oraz Klubu Środowisk Twórczych a także Podkarpackiego Uniwersytetu Ludowego z siedzibą w Tuszymie. Nieco rzeźbi i muzykuje, lubi podróże i przyrodę.
Interesuje się historią, starą architekturą, nowinkami techniki i jest ciekawy świata.
Laureat Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Na skrzydłach Dedala” - wyróżnienie (2019) II miejsce (2021), I miejsce (2023).
Uczestnik wystaw prac rzeźbiarskich organizowanych lokalnie oraz w Mielcu, Dębicy i Rzeszowie.


KRAKOWIACY czy LASOWIACY    
Rodząc się w Galicji, czyli na rzeszowskiej ziemi,
Do grupy etnicznej żeśmy przydzieleni.
W związku z tym przychodzi zastanowienie,
Jakiej genealogii jest nasze pochodzenie.
Etnografowie rzetelnie zbadać się starają,
które kultury tutaj większe wpływy mają.
Rejon przecławski jest w tej sytuacji,
Że leży na styku kilku dawnych nacji.
Przewijają się nazwy ludów sprzed wielu wieków,
Od Wiślan, Lędzian, po Krakowiaków i Lasowiaków.
Toczą się też pośród etnografów spory,
Którego terenu tyczy wpływ danej kultury.
Co do Przecławia , mowa jest o Krakowiakach,
Natomiast nad Wisłoką w Tuszymie - o Lasowiakach.
Do końca ten dylemat jest nierozstrzygniony,
W tradycji i ubiorze- trafny czy mylony?
Ale na regionalnych występach, podczas uroczystości-
W lasowiackich i krakowskich strojach Gości się tu gości.
Ważne, że piękny obyczaj został zachowany
I z pietyzmem młodym pokoleniom przekazywany.

Muzyka
Od zarania dziejów towarzyszy ludzkości,
W różnych sytuacjach, zależnie od okoliczności.
Jest przydatna a nawet bardzo nieodzowna,
Sprawia pewien klimat, staje się wręcz wymowna.
Podczas rytuałów, ceremonii, ważnych wydarzeń i uroczystości,
Dodaje nastroju, elegancji, przysparza wzniosłości.
W różnych odmianach, wersjach i stylach tworzona,
Do słuchania, kontemplacji, jako poważna bądź rozrywkowa.
Rytmiczna lub powolna, symfoniczna, jazzowa,
Reggae, country, soul, elektroniczna, popowa.
Może być chóralna, taneczna, solowa lub zespołowa,
Klasyczna, kameralna, marszowa i folkowa.
Każda ma swych zwolenników, gdyż na ludzi oddziałuje,
Uspokaja, wzrusza, koi, lub ożywia, pobudza, emocjonuje.
W chwilach radości czy smutku odpowiedni klimat budzi,
I każdy słucha takiej, jaką najbardziej lubi.
A formą wyrazu, której powyższa treść dotyka,
To jest wszelkiego rodzaju komponowana muzyka.


Rocznica
Rok dwa tysiące osiemnasty,
To czas stulecia NIEPODLEGŁOŚCI,
Z rocznicą tą wiąże się wiele zdarzeń-
Wspomina się je i organizuje uroczystości.

A różne były dzieje i losy
Tych , co dla Ojczyzny się poświęcali,
Gdyż w zrywach, wojnach czy kazamatach-
Dla Dobrej Sprawy życie oddawali.

Niełatwa była droga do Wolności,
Koszt- to zesłania, męki, zagłada istnień wielu,
Ale zwyciężył patriotyzm i zapał
W dążeniu do upragnionego celu.

Dzisiejsza Polska jest niezależna, wolna, suwerenna,
Rozwojem, prężnością, rozkwitem ,się chlubi,
Lecz trzeba pamiętać, że nie zawsze tak było-
Oraz nieść sławę zasłużonych ludzi.

Adam Kopacz

 

Stenia – Funia Krawiec
Urodzona w Mielcu w 1952 roku. Studia ukończyła w zakresie pedagogiki wczesnoszkolnej z elementami logopedii szkolnej w Kielcach. Posiada stopień nauczyciela dyplomowanego. Była harcerką w stopniu instruktora oraz solistką zespołów muzycznych „Delta” i „Relax”. Jako jedna z wyróżniających się Mielczanek została upamiętniona w czwartym tomie „Encyklopedii Miasta Mielca” Józefa Witka. Obecnie przebywa na emeryturze. W 2020 roku wydała „Wiersze wybrane” wspólnie z Łucją Polewską i Barbarą Kapinos. W 2021 roku wydano drugi tom „Wierszy wybranych”, do którego dołączył Piotr Kapinos z opowiadaniem „Gryf”. Do Mieleckiej Grupy Literackiej „Słowo” należy od roku 2021.Swoje wiersze publikowała też w almanach MGL Słowo „W przestrzeniach wyobraźni” (2021) i w almanachu wydanym przez MGL SŁOWO i Podkarpacki Uniwersytet Ludowy z siedzibą w Tuszymie w 2023 roku.
Stenia Krawiec promowała swój pierwszy samodzielny tomik „Okna” 19 listopada 2023 roku w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mielcu.
Jak sama twierdzi „Okna to światło, otwartość szerokie perspektywy i nowe horyzonty. Odkrywanie piękna i przyjaźni.
Są okna prawdy i okna życia.
Promocja tomiku „Okna” Steni Krawiec [ZOBACZ>>]

Nostalgia
Był czas była radość
zachwyt i miłość
była wolność
wszystko było
takie proste
łatwe
i
naturalne
było pięknie

Ale nagle zatrzymał się czas
został smutek i żal
jest ciężko
i
smętnie
A ja kocham
i
tęsknię
że aż boli serce
tęsknię za czasem
który przeminął
za świeżym zapachem
skoszonej trawy
za czystym powietrzem
za słońcem tak przenikliwym
tęsknię
za ciepłem drugiej duszy
za wolnością bez ograniczeń
tak bardzo tęsknię

Czy tak miało być
Czy o to ci chodziło
Do czego doszedłeś człowieku

Wiersz powstał w czasie lock down


Marzenie
Widziałam piękną wiosnę
majestatyczną spokojną
zrywała kwiaty
w ogrodzie
na łące
układała je w bukiet
a każdy kwiat coś znaczył
stokrotka- niewinność – dziecka
fiołek - wierność swoim ideałom
tulipan- nadzieję na lepsze jutro
a hiacynt- pokój
a - róża miłość
Proszę cię wiosno
spełnij marzenie
Przynieś nam bukiet
wiary nadziei miłości
na lepsze jutro
i pokój na świecie
Obdarz radością
matki i ojców
uśmiechem wszystkie dzieci
spokojnym domem
i snem
niech zawsze w ich sercach
słońce świeci
wiosno!
Bądź zwiastunem dobrych wieści


Nie wyszło
Było lato
gorący lipiec
słońce tak cudowne
i
pogodne dni
było zauroczenie sobą
i
marzenia
żeby zawsze ze sobą być
lecz czas
zweryfikował wszystko
z wielkich marzeń
nic nie wyszło
każdy poszedł w swoją stronę
jest wspomnienie
więcej nic.


Łzy
Po zmienionej umęczonej
udręczonej twarzy
spływały łzy
dla małej dziewczynki
widok płaczącego mężczyzny
był bardzo bolesny
a przecież
nikt nie był w stanie
przewidzieć biegu zdarzeń
nikt nie był winien
ten obraz na zawsze
utkwił w sercu dziecka
już nigdy więcej
ani przed
ani potem
nie widziała płaczącego
ojca

Stenia–Funia Krawiec

 

Beata Borowska-Seter
Urodzona 15 grudnia 1978 roku w Pszczynie.
Pierwsze lata życia spędziła na Śląsku. Od 31 lat mieszkanka Mielca, gdzie z każdym rokiem odkrywa jego uroki.
Obecnie pracująca matka trzech synów.
Pracuje zawodowo, interesuje się historią i geopolityką.

 

 

 


***
Widziałam młodość…
Siedziała na ławce z papierosem w dłoni
Zgarbiona czekała aż wiatr deszcz przegoni
Piękna jak bogini narzekała głośno
Że przez te trawniki buty tylko mokną

Widziałam starość…
Tańczyła boso w deszczu o poranku
W pomarszczonej sukni przysiadła na ganku
Białe pukle włosów wiatr w warkocze splatał
Planowała podróż gdzieś na koniec świata

Zapytałam młodość czy pójść ze mną zechce
Znudzona odparła - mnie się chyba nie chce
Starość na te słowa błysnęła oczami
Jestem spakowana - kiedy zaczynamy?


***
Mówili o niej że wariatka
Gdy uparcie dążyła do celu
Że nie warta ni tynfa ni kwiatka
Nie poddała się a chciało wielu

Jej upadku czekali dewoci
Specjaliści od fałszu i świętych
Nikt nie palił się do pomocy
Każdy cudzym życiem zajęty

Ona biegła po swoje marzenia
Niosąc wieniec na głowie pogardy
Tylko Ci mogą życie swe zmieniać
Co nie boją się awangardy


***
Pod cudzą kołdrą ujrzeć najłatwiej
Krzywe poduchy, brudne pościele
We własnym łóżku światełko gaśnie
Po rozgrzeszenie pędzi w niedzielę

Sprawiedliwością krzywdę tłumaczy
Tych co odwagę sobą być mieli
Diabłem orzeknie, karę wyznaczy
Stęchlizny własnej ślepy pościeli

Brak tolerancji racją okrzyknie
Sobie podobnym brawo bić będzie
A jeśli w tłumie na moment zniknie
Kołtun na głowie rozpoznasz wszędzie


***
Po dwóch stronach stołu oboje siedzą
A blatu gładkość jak ocean dzieli
Dzisiaj niewiele o sobie wiedzą
Co ich łączyło już zapomnieli

Że sam ją wybrał on nie pamięta
W niej też się wszystko jakby zatarło
Żadne nie zadba by chociaż w święta
Spróbować wskrzesić coś co umarło

Cisza nad stołem rosła przez lata
Gdy obojętność burzyła mosty
Prawie pół wieku razem dla świata
Od dawna są już dla siebie obcy

O tym że kiedyś inaczej było
Niemi świadkowie na strychu świadczą
Pożółkłe zdjęcia a na nich miłość
Czasu nie cofną dziś nie wystarczą

 

Marzanna Olter
W latach 1983-1991 wiele czasu poświęciła działalności twórczej i społecznej. Była jednym z pierwszych członków Klubu Twórców i Sympatyków Kultury "Sęk" w Mielcu (później Stowarzyszenie Twórców Kultury "Sęk").  Publikowała swoje wiersze, artykuły, felietony, wywiady i recenzje w prasie lokalnej w Mielcu i regionalnej w Rzeszowie ("Głos Załogi", "Głos Mielecki", "Korso", "Nowiny", "Widnokrąg") oraz Tarnowie ("Temi", "Informator WDK). Wydała tomik poezji" W gałązkach leszczyny ukryta"(Mielec 1986) .Uczestniczyla w Zjeździe Krajowym Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy, Tarnowskim Forum Młodych Literatów, Literackim Hyde Parku w Dąbrowie Górniczej i Konfrontacjach Ruchu Artystycznego Młodzieży "KRAM" w Myślcu. Była współorganizatorem szeregu mieleckich  imprez, min. Przegląd Zespołów Muzycznych i Solistów "O Laur Sęka", Biesiada Literacko - Muzycznych, Mieleckich Nocy Poetów i Zaduszek Poetycko - Muzycznych. Uczestniczyła w nawiązaniu kontaktów i dwuletniej współpracy STK "Sęk" z Klubem Twórczej Młodzieży że Lwowa.

Od 1992 poświęciła się wychowaniu autystycznego syna i przerwała działalność twórczą. W 1995 roku na prośbę inicjatorów wydatnie przyczyniła się do powstania, zarejestrowania etc. Stowarzyszenia Seniorów Zespołu Pieśni i Tańca Rzeszowiacy.

Poeci lat osiemdziesiątych

Mocarze z nas nad mocarzami.
Tak łatwo w makulaturę obrócić
Jest nam wiersz czasami.

A potem toaletową rolkę z uczuciem
Wieszają szczęśliwcy
Końca wieku dwudziestego.

I czyż nie jest to mocarna poezja,
Gdy podtrzymuje skrzywione
Ramię reformy?

Lubię...

Lubię, gdy rozwijasz
Białe żagle nadziei.
Lubię, gdy odpływasz
Na ocean miłości.

Lubię, gdy podmuch wiatru
Rozwiewa moje włosy
Kiedy stoję na rei.

Lubię, gdy statek nasz
Dryfuje od portu do portu.

I lubię marzenie -
O jednej przystani,
Przy której po raz ostatni
Zarzucisz cumy.


Na dobranoc
Matce mej

Chodźmy spać Matko ma.
Rozpoczniemy jutro dzień nowy.
Może lepszy niż dzisiejszy,
Lecz nie gorszy, niż poprzednie.
Spracowalas się już dzisiaj.
Czas odpocząć po tym znoju.
Całe serce swe włożyłaś
W piękną pracę bytowania.
Niech więc piękny sen co Ci się przyśni,
Będzie jawą i nagrodą
Za Twych rąk - wielkie dzieło.

Interludium...

Dostojność kandelabrow
Plomienie świec
Przepiękny teatrów czar
Smuklosc ogrodu drzew.
Sugestywny dar czynienia dobra.
Wszystko to pojawiło się w Twych oczach.
Uśmiech,
Jak ciepły gest matczynych rąk
Sprawił życie
Smukłe dłonie
Mój mały świat muzyki uczyniły
Delikatnym musnieciem wiatru...

Jesienią miłość rozkwita

W pożółkłym liściu
W owocu dzikiej róży
W nalewkach
I konfiturach
W purpurze ścieżek leśnych
W ostatnich grzybach
Zamkniętych w sloiki
W muzyce Szopena
I jazzowych breajach
Rozkwita jesienna miłość nasza.


W odpowiedzi na...

Chory z urojenia?
Nieprawda.
On je gwoździe!
Dziwisz się?
Ty też pozwalasz sobie
Na ekstrawagancję.
Łowisz ryby-widma
Z zatrutej ściekami rzeki.
Twój kapelusz jakiś niedzisiejszy
- widać jesteś nie z tej epoki.
To też jest oryginalne.
Więc nie zdziw się facetowi
Który pewnego dnia zapyta Cię
- czy może mi Pan pożyczyć trochę tlenu?



Ortyl Zbigniew - urodzony 1 maja 1954 roku. Absolwent Politechniki Krakowskiej. Wiele lat przepracował w PKS Mielec, gdzie oprócz pracy zawodowej zajmował się również działalnością kulturalną współtworząc kabaret „Gwint”, w którym grał na akordeonie i gitarze.
Obecnie jest na emeryturze.
Jego pasją jest muzyka, sport, ogrodnictwo i poezja. Kilka piosenek z jego tekstami włączył do swojego repertuaru zespół wokalny „M jak Mielec”.
Od czerwca  2020 roku jest członkiem  Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO.

Pamięci Jana Robaka

Ty z pasją pracując
W naszej grupie tworzyłeś
Ty, gdy ktoś chciał pomocy
To nigdy nie odmówiłeś

W swych wierszach i muzyce
Zawsze dążyłeś do celu
Twa perfekcja nas zachwycała
Nasz kolego i przyjacielu

Zawsze z pokorą i dokładnością
Muzykę ze słowami wiązałeś
By wszystko ze sobą grało
O to najbardziej dbałeś

Żegnamy Cię drogi Janku
Nie zapomnimy Ciebie
Ze byłeś tu razem z nami
A teraz jesteś w Niebie.

3.10.2022

Nasze małe ojczyzny


Tu kiedyś się urodziłeś,
tu większość życia przeżyłeś.
Tu pierwsze kroki stawiałeś,
tu często się uśmiechałeś.

Tu życia radości i smutki
w tym miejscu wciąż poznawałeś.
Tu piękno przyrody i świata
pełnymi garściami wciąż brałeś.

Wieczorem ojciec i matka
przed naszym Panem schyleni,
uczyli cię wiary, pacierza,
choć często byli zmęczeni.

Tu żyli wraz z tobą na co dzień
znajomi, rodzina, koledzy,
uczynni, pomocni w potrzebie
jak zawsze sąsiedzi zza miedzy.

Tu kogut swym pianiem cię budził.
Był pies, był koń i krasula,
jaskółka, bocian i wróbel,
kot mruczek, co się przytulał.

Choć mówią, że w świecie są miejsca
ciekawsze, bogatsze, piękniejsze,
że życie tu trudne i szare,
że społeczeństwo biedniejsze,

ja wiem, że pracując jak co dzień
- czy odpoczywam czy śnię
- wciąż kocham mą małą Ojczyznę
i szepczę jej: „Kocham Cię”.


Słowo

Apostoł Jan w prologu
określił to prawidłowo,
pod natchnieniem pisząc Ducha:
„Na początku było Słowo”.

Gdy kochasz i masz nadzieję,
i jesteś pełen radości,
wtedy najchętniej wymawiasz
to piękne słowo miłości.

Jest słowo słodkie i miłe,
co daje radość i siłę.
Lecz jest też okrutne i złe,
co z oczu wyciska łzę.

Poeto, mocarzu słowa,
dobieraj słów jak muzyk nut,
by ojczysta nasza mowa
była uczciwa i zdrowa,

byś nie rzucał słów na wiatr,
by rozumiał mowę brat,
by to, co mówią Twe usta,
nie było mową pustą.

Co robić, by lepszy był
nasz byt, dzisiejszy świat?
Szanować dane nam Słowo
sprzed wielu tysięcy lat.

A kiedy w szarości dnia
powiesz, że brak ci słów
- to powróć do Słowa Bożego,
a słońce zaświeci ci znów.


Zatrzymaj się, człowieku

Zatrzymaj się, człowieku,
bo nie prześcigniesz Świata,
który stworzony dla ciebie
od wielu tysięcy lat.

Ciągle się w życiu śpieszysz.
Czas wstrzymać swój pęd szalony.
Wszak nieustanny ten wyścig
przez ciebie jest dziś tworzony.

Być zawsze w tym biegu pierwszym
- obrałeś sobie za cel
- bez praw natury, bez Boga,
budując wieżę Babel.

To wiek dwudziesty pierwszy
- technika, luks samochody,
pragnienie swobody, przepychu,
władzy i dużych dochodów.

Myślałeś, że wiesz już wszystko,
że jesteś panem życia
- a wstrzymał cię mały wirus,
co się pojawił z ukrycia.

Zatrzymał cię w twoim biegu
na twe zastanowienie...
Puste ulice, miasta,
strach trwoga i zwątpienie.

Przez tę pandemię okrutną
stanął na chwilę twój czas.
Bo czas przemyśleć swe czyny.
Nasz Stwórco, ochraniaj nas!


Ballada o kosie

Kiedy na sierp przyszedł
już czas zasłużony,
żąć zboże zakończył
stary i skrzywiony.

I weszła na pole
zgrabna, wydłużona,
tańcząc w rytmie walca
kosa zadziwiona,
        
by szybciej od sierpa
łan padł pod jej stopy
zebrany, związany
już powrósłem w snopy.

Potem ustawione
równiutko w dziesiątki
snopy złotokłose
- żniw to są początki.

Jeszcze tylko nakryć
przed deszczem chochoły,
by, gdy snopy suche,
zwozić do stodoły.

Kosa do południa
zwykle pracowała
tnąc zboże z wysiłkiem.
Na koniec tępiała.

I tak długie lata
kosa pomagała.
Lecz były też czasy,
gdy kosa stawała

na sztorc z kosiskiem,
by bronić Ojczyzny,
gdy chciano nam zabrać
ziemi obszar żyzny.

Odważnie stawała,
biła się z wrogami.
Odniosła zwycięstwo
pod Racławicami.

Gdy szła na armaty
w rękach Głowackiego,
broniła wolności
narodu polskiego.

Teraz, gdy kombajny
weszły już na pola,
kosa odstawiona,
taka dziś jej dola.

Lecz jeszcze przez lata,
koso nasza luba,
w sercach nam zostaniesz
jako nasza chluba.


Nasz czas

Pamiętam jasne, pogodne niebo.
Czystą zielenią malował się las.
I śpiew skowronka nad brązu glebą
- to czas dzieciństwa, wspaniały czas.

Zabawy beztroskie i proste życie.
Świat kolorowy zadziwiał nie raz.
Mama i Tata też tacy młodzi.
Świat śmiał się do nas – młodzieńczy był czas.

Potem nauka, tajniki wiedzy.
I pierwsza miłość łączyła nas.
Wakacje, słońce, serca gorące,
pierwsze wzruszenia – miłości był czas.

W kolejnych latach już wspólnie z żoną
na drogę życia weszliśmy wraz.
Dzieci, rodzina, wspólne marzenia,
praca, wyjazdy – wspólny był czas.

Wtedy jak muzyk, co był zbyt senny
i przez pomyłkę fałszywy dał bas,
nagle zaskoczył nas stan wojenny.
Zaburzył rytm życia – stracony to czas.

Lecz jak po burzy słońce wychodzi
na jasne niebo, by ogrzać nas
- Polak papieżem! – wieść się rozchodzi.
Nadzieja wraca – radosny to czas.

Życie nam płynie - wciąż spraw bez liku
- i będzie płynąć dopóki świat trwa.
I jak w tej pieśni o Titanicu
orkiestra czasu ciągle nam gra.

Anna Kaszub
Urodziłam się 25 kwietnia 1976 w Dębicy. W klasie czwartej Szkoły Podstawowej w Przecławiu rozpoczęłam naukę gry na pianinie. Dostałam się do Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Mielcu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że muzyka stała się moim wykształceniem. Ukończyłam II Liceum Ogólnokształcące w Mielcu oraz studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Jestem nauczycielem muzyki, a po studiach podyplomowych także plastyki.
Od pewnego czasu swoje uczucia ujmuję w strofy wierszy, powiedzenia i sentencje


***
Do okien zagląda stale dzień i noc
Pokochać piekło i zaświaty
Tu i ówdzie strzęp lub słowa ślad
jak powstrzymać inwazję bladych twarzy?
W tańcu pracy pszczoły na urodzaj liczą
i nic się nie kończy prostym tak lub nie.

***
Blask i drżenie smyczkowej melodii  posyłam
Dnia pełnego, innego niż wszystkie mocno ślę
Słonecznego wszystkiego
W podniebną dal bez końca
u samych szczytów dnia nowego
blask złotego słońca niech brzmi
moc jasnych tajemnic
nie mniejszych ale zawsze różnych
i dobrych chwil posyłam od początku do końca
Słonecznego lepszego


w noc uśpionej Galilei
Lampka oliwna
już ciepłym płomieniem skrzy
W kąciku – zawiniątko
Nasz Święty Zamyślony
W czas radości
posyłam garść jasnych chwil, by żyły najmocniej,
zwykłą dobroć, dłuższą od miłości
i nadziei, bez pożegnań,
Kiedy jednak myśli drżą smutnym staccatem,
a chwile przewijać się będą jak muzyczny obraz melodramatu
i na gruzach dekalogu znajdzie się nasze 'ja'
wtedy niech w oczach mądre łzy staną
jak na choince barwnej błyszczące świeczki
Gdy Święta Chwila mgłą się stanie i
spojrzenia odbijać się będą od suchej codzienności,
a od zimnej etiudy zabrzmi dysonansowy akord
posyłam w pierwszych taktach kolędy złoty obłok marzeń,
który ciepłe myśli ogarnie
i chwile dobrych wzruszeń napełni. Najlepszego.


Burza
bo za oknem grzmot się ściga z błyskawicą
świt z migotliwą tańczy falą
drży niepewny siebie dzień


***
Jaka moc drzemie w tej przygodzie
w której krańce wyznaczają chrzest i stypa…?

***
rozognione krople oliwy
to przemijanie
w trudzie prawdziwym


***
spleść  marzenia w bukiet, promieniem przewiązać,
muzyką przyrody ukoić  niepokój

 

 

Henryka Marek pochodzi z Mielca i tu mieszka. Jest mężatką. Ukończyła Technikum Mechaniczne. Od 1974r. do 2000 r. pracowała w Zakładzie Aparatury Wtryskowej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL – Mielec”, a po restrukturyzacji w Wytwórni Aparatury Wtryskowej Sp. z o.o. w Mielcu. W 2014 roku przeszła na emeryturę.
Lubi robótki ręczne, pasjonuje ją dobra książka, muzyka filmowa, kino akcji, a nade wszystko poezja. Często sięga po wiersze Adama Mickiewicza i księdza Jana Twardowskiego. Kocha życie i przyrodę. Jest miłośniczką podróży, wędrówek po górach i jazdy na rowerze. Dziękuje dobremu Bogu za to, że tak cudownie stworzył ten świat.

Po raz pierwszy zadebiutowała swoimi wierszami w Domu Pomocy Społecznej w Mielcu w 2016 roku na spotkaniu Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO gdzie wystąpiła, jako gość. W 2017 roku w almanachu MGL „Schowane między słowami” kilka z nich ukazało się drukiem, zaś w 2018 roku w VIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim pod hasłem „Na skrzydłach Dedala” wiersz „Dedal zwycięzca” otrzymał wyróżnienie.

W 2019 roku uczestniczyła w wieczorze poetyckim „Duchem natchnione” w którym zaprezentowała swoją twórczość poetycką i muzyczną.
Prowadzi zespół wokalny Venite, dla którego wraz z Janem Robakiem pisze teksty i muzykę. [link >>>]

18  września 2020 roku odbyła się promocja jej pierwszego tomiku zatytułowanego „Być różą”. [czytaj >>>]

Tak rozpoczęła się i trwa do dziś jej przygoda z Mielecką Grupą Literacką SŁOWO.


Szuflada wspomnień

W pamięci chowam tylko
te dobre chwile,
do których wracam, gdy
życie mocno mi doskwiera.
Wyjmuję je z szuflady wspomnień
i celebruję.
Nabieram nowych sił
i już się nie buntuję.

Zaczynam od nowa!


Niezatarty obraz
Namaluję Twój obraz,
który w mym sercu noszę.
Będzie rozświetlony Twym uśmiechem,
pachnący filiżanką mocnej kawy.

Tyle mam dobrych wspomnień
i czułych myśli o Tobie...

Pamiętam tę zieloną sukienkę w wielkie grochy.
Lubiłam patrzeć,
jak radośnie tańczyły
przy każdym Twym kroku.

W pamięci mam słodki zapach miłości
składany na policzku, co rano.
Twoją cichą obecność
i błogosławieństwo na nową drogę życia.

Dziękuję Ci, Mamo!


Chwała bohaterom
Powietrze przeszywa raz po raz
alarm budzący trwogę.
Oto nadciąga wróg,
by na ukraińskiej ziemi postawić
putinowski but.

Ze świstem lecą bomby,
burzą miasta i wsie.
Najeźdźca nie ma litości.
Nie wzrusza go cierpienie matek i dzieci.

Dzielnie walczysz Ukraino!
Wiara w zwycięstwo dodaje ci sił.
Twym celem jest obronić każdy kawałek ziemi
i wyrwać najeźdźcom to, co gwałtem zagarnęli.
Wypędzić wroga z ojczyzny.

Gdy zapanuje pokój,
zagoją się blizny.
Powrócą tułacze,
co na obczyźnie szukali schronienia.
Wrócą, bo przecież tyle jest do zrobienia.

Być różą
Zobaczyłam dziś, Panie,
różę na Twoim Ołtarzu.
Zachwyciła mnie tym,
że stała tak blisko,
zwrócona w Twą stronę.

O różo!
Jaka jesteś szczęśliwa,
gdy pachniesz przed mym Bogiem
ukrytym w Hostii białej.

Pragnę być różą dla Ciebie!
Kwiatem,
co pachnie przed Tobą.

Zostać u stóp Twoich, Jezu,
i zasłuchać się w Twoje słowo!

Dary jesieni

Chcesz,
to pokażę ci świat
pełen barw
roztańczonej jesieni.

Zobacz, jak czarodziej wiatr
po niebie chmury gna
i pospiesza słońce,
by już usnęło w kolebce ziemi.

I choć nie zakwitną już kwiaty
na zielonej łące,
nie zapachną bławatki i maki,
tak lekkie i drżące,
to lubię cię, złota jesieni.

Popatrz,
jak lato zazdrośnie
chowa swe skarby do kieszeni,
jak figlarnie się śmieje,
jak pokazuje zębiska,
by za chwil kilka
wgryźć się w miąższ słodki
i do końca go wyssać.

O, piękna jesieni,
zakręcona, rozszumiana, roztańczona!
Liście swoje w locie gubisz,
deszczem często zraszasz ludzi,
bo to lubisz.
I ja cię lubię złota jesieni.


Idę za Tobą

Na głos mojego wołania
wychodzisz mi na spotkanie.
Biegniesz!
I ja też spieszę ku Tobie.
Biegnę!
Wyciągam swe dłonie.

Otulasz ożywczym oddechem,
rozkwitam pod Twych oczu spojrzeniem.
Niczego się nie boję, nie lękam,
Twe serce jest moim schronieniem.

Światłem rozjaśniasz mą drogę,
bym się nie potknęła o kamień.
Słyszę słowa miłości,
i idę za Tobą, Panie!

Tyś Drogą, Prawdą i Życiem.
Pokładam ufność w Twym słowie,
ducha Ci mego powierzam
i wyznaję swą miłość, Boże!

Uwielbiam Jezu Twe imię.
Jesteś mej duszy pragnieniem,
duszy mej oczekiwaniem.
Wejdź do mojego serca
i uczyń je swoim mieszkaniem.


Matka Jezusa

Cała piękna jesteś, Maryjo,
Matko Jezusa z Nazaretu,
Matko mego Pana.

Zawsze obecna. Zdrowaś Maryjo,
łaski pełna, Pan z Tobą
Niepokalana.

Widzisz me zatroskanie:
„Nie ma wina”.

Brak mi miłości, nadziei, wiary,
więc tak, jak w Kanie, poproś Syna,
a cud się stanie.

Oczyść me serce, by pustą stągwią było.
Napełnij mnie Jezusa siłą,
bym przemieniona w dobry chleb i wino,
zaniosła Chrystusa tam,
gdzie jeszcze Go nie ma.


Zawołaj mnie, Panie
Zawołaj mnie, bo nie wiem,
którą mam wybrać drogę.
Zawołaj mnie.
Chcę poczuć swoją dłoń
w Twojej mocnej dłoni.

Iść w podróż przez nieznane
i zaufać światłu Odwiecznej Mądrości.
Odrzucić fałszywe powaby,
co sprowadzają na manowce.
Stanąć w prawdzie,
która ma moc wyzwolić.

Ku Tobie, Panie, zwracam swe spojrzenie.
Stąd spływa na mnie pokój i wytchnienie,
jakiego świat dać nie może.
Niech Twoje zwycięstwo
chroni głębiny serca mego
przed naporem złego.


Wena potrzebna od zaraz

Długopis trzymam z gracją w swej ręce
i kartka papieru leży już gotowa.
Wyznaczyłam zadanie
na dzień dzisiejszy.
O, jakże doniosłe i wdzięczne
wiersz napisać,
więc do dzieła!

Skupiam się cała mocno w sobie
i wszystkie siły wytężam,
by powstał wiersz zachwycający
i tak niecodzienny jak burza piaskowa.

W skołatanej głowie, kłębią się myśli
i kreską marszczą spocone czoło.
Nerwowo zerkam raz na zegar,
raz na kartkę, na której, o zgrozo,
nie powstało ani jedno słowo.

Z całego tego pisania
rozbolała mnie głowa.
No cóż, widocznie wena
nie chce na mnie dzisiaj spłynąć.
Odpocznę więc,
a jutro zacznę od nowa.


Uprzejma wizyta

Odwiedziłam dziś znajomego
i zapytałam uprzejmie:
„Co słychać nowego?”

Na to On całkiem spokojnie:
„Dopadła mnie melancholia
i razem z nią w okno
ze smutkiem spoglądam.

Słońce chciało
zabłysnąć na nieboskłonie,
ale jak spojrzało na mnie,
załamało dłonie.

Trochę mnie znużył ten stan rzeczy,
już myślałem na miasto
po flaszeczkę wyskoczyć,
a tu takie miłe odwiedziny!

Chodź, usiądź, pogawędzimy.
Powspominamy stare dzieje,
opowiesz mi ten dowcip
z którego zawsze się śmieję.

Może opuści mnie ta melancholia?...
Jak nie, to przejdzie na Ciebie,
i będzie mi raźniej,
bo dobrych przyjaciół
poznaje się w biedzie!”


Przebaczenie

Jak trudno jest przebaczyć tym,
którzy ranią słowami ostrymi jak nóż.
Spadają na mnie uderzenia
i czuję ból, a Ty uczysz:
„Nadstaw drugi policzek, przebacz!”.

Gdy stoję wyśmiana,
wzgardzona, odarta ze czci,
okrywam się suknią wstydu,
Ty każesz mi oddać jeszcze płaszcz
i mówisz: „Przebacz”.

Pytam więc Ciebie,
licząc, że zmienisz zdanie:
„Ile razy mam jeszcze przebaczyć, Panie?”
I słyszę: „Aż 77 razy”.

Znowu zgrzeszyłam raniąc Twe serce
i widzę ogrom swych win.
Nie chcę Cię, Jezu, już obrażać więcej.
Przebacz mi!


Moje Emaus

Wybieram się w drogę jak najdalej stąd,
a raczej uciekam,
pokonana i niepewna jutra.
Pogubiłam się w tym świecie
zbudowanym na piasku
fałszywych obietnic i reklam.

Bez Ciebie me życie utraciło sens.
Wszystko to ciemność i rozpacz.
Wyruszam więc, by jak uczniowie
w drodze do Emaus Cię spotkać
i poprosić, byś został.

Otwórz me oczy, bym Cię rozpoznała
przy łamaniu chleba i wyznała, żeś
Ty jedyny Bóg, Zmartwychwstały Pan.
Gdy jesteś blisko, moje serce się raduje
i niczego nie lęka. Z Tobą zawsze mogę
„zło dobrem zwyciężać”.


Wyznanie

Miłość za miłość.
Serce za serce.
Dla tego, kto ma wiarę
i kocha prawdziwie,
wszystko jest możliwe.

Uśmiech za cierpienie.
Przebaczenie za grzech.
Łzy za pokutę.
Za wysłuchaną modlitwę,
kwiaty w podzięce,
Jezu, w Twoje składam ręce.


Jest taka miłość

Nie szuka poklasku,
nie goni za szczęściem.
Odważnie los bierze
w swe dłonie.

Z małych rzeczy umie się cieszyć
i w przeszłość
z wdzięcznością spogląda.

Jest taka miłość,
co bierze ze swego i drugiemu odda.
Jej imię to miłość bezinteresowna.


Zatańcz ze mną

To dla Ciebie się wystroiłam
w tiule, wstążki, brokaty.
A Ty na spotkanie przynosisz
bukiecik kwiatów.

Zabierz mnie na bal!
Będziemy tańczyć
aż do utraty czasu.

Zatańcz ze mną, mój miły, jeszcze raz,
to nic, że wiruje podłoga,
a z nią cały świat.

Muzyka cicho gra, a my przytuleni,
zasłuchani w bicie rozgrzanych serc,
tworzymy własną historię.


Dobre anioły

Ukołyszcie mnie, dobre anioły,
bo nie mogę zasnąć.
Użyczcie
zmęczonym powiekom odpoczynku,
niech nadaremnie
nie czekają świtu.
Do rana jest jeszcze przecież
tak daleko.


Tęsknoty nieutulone

Zbieram każdą Twoją łzę z policzka,
każdą zmarszczkę na Twym czole
pragnę pocałować.
Na zawsze zamknąć
drzwi przykrych wspomnień
kluczem zapomnienia.

Jeszcze raz chcę przejrzeć się
w Twych oczach
i zobaczyć w nich skrawek
błękitnego nieba.
Wtulić twarz w Twe dobre dłonie
i doświadczyć przebaczenia.

Mamo, poczekaj!
Nie odchodź tak szybko,
za Twą miłość chcę Ci podziękować.

Za późno, Ty odeszłaś…

Wrocławianka z urodzenia, warszawianka z zasiedzenia. Absolwentka Wydziału Handlu Zagranicznego SGPiS. Matka syna i córki (chronologicznie) i szczęśliwa babcia czterech wyjątkowych dziewczynek, dwóch Warszawianek i dwóch polsko-hinduskich Brytyjek.
Imająca się wielu zawodów dziennikarka, księgowa, lektor akademicki i „pani od angielskiego”.
Entuzjastka lingwistyczna – nauczająca angielskiego, rosyjskiego i niemieckiego oraz pobierająca naukę włoskiego dla przyjemności. Zakochana – bez wzajemności w malarstwie van Gogha. Z entuzjazmem próbująca medytacji.
Od urodzenia niepoprawna optymistka, pełna naiwnej wiary w dobro człowieka, ostatnio ze zdumieniem odkrywająca,że potrafi pisać wierszyki, które także innym się podobają.

Wiersze do Mielca Marii Czechowicz
I. ŻYCIE

Za każdym razem
Obiecujemy sobie, że
Tym razem:
-nie popełnimy takiego błędu,
-nie damy się oszukać,
-nie okażemy słabości.
-nie będziemy się łudzić, że
TO szczęście,  to już na zawsze.
I – jak zwykle –
Okazuje się, że wszystko
Jest tak samo.

Przystanek
Ze spuszczoną  głową,
W otoczeniu plastikowych reklamówek
Siedzi Nieszczęście.
Kiedyś przytulane, kochane,
Nazywane pieszczotliwie
„Maleńkim skarbem”,
Teraz przegrane, odtrącone, zapomniane.
Nie odwracajmy głowy,
Los niesie każdemu niewiadome…

Puste frazesy   
„Możesz na mnie liczyć” – mówimy,
Wiedząc , że nie dotrzymamy słowa.
„Życzliwie przyjmę wędrowca z drogi”,
Zapewniamy przed Wigilią, szykując się na narty.
Czujemy się lepiej, składając obietnice.
Nie troszcząc się o nikogo, poza sobą,
Uważamy się ,mimo to, za porządnych ludzi.
Okrutne to, niestety…

Tęskniąc
Za tym, czego nie doświadczyliśmy,
Pragnąc tego, czego nie zaznaliśmy,
Tracimy czas,
Nie ciesząc się  z tego , co mamy,
Co przeżyliśmy.
Pod stertą wygórowanych pragnień
Zakopujemy dobre wspomnienia.
Może trochę szkoda?

II. SMUTECZKI

Wymagania
Wysokie wobec siebie.
Wobec innych – jakby mniejsze.
Dlatego tak często
Liżę rany.

Parasol  
Płacze deszczem
Pod nim ja
Cała we łzach.
Oboje mamy
Swoje powody,
Tylko on nie cierpi…

Częste deszcze
W moim życiu,
Częste łzy w moim sercu…
Mam jednak dużo miejsca
Na słońce.
Zapewne zagości u mnie
Kiedyś.
Optymistka to przecież
Moje drugie imię!

Bezlistne
 Gałęzie wielkiego drzewa
Wchodzą  na mój balkon.
Poruszając się z wiatrem,
Straszą nocą.
Przywołują koszmary z dzieciństwa.
Chowanie się pod kołdrą
Tym razem nie pomaga.
Mama nie przyjdzie
By je odgonić – cena dorosłości.




PRZYJAŹŃ
Nic bez Ciebie nie byłoby takie samo.
Wsparcia i lojalności nie da się zmierzyć , zważyć , wycenić.
Blask w mych oczach i radość w sercu
To głównie twoja zasługa -  dziękuję Ci!

KŁAMSTWO       
Rozbiegane oczy,
Spierzchnięte usta,
Łomot serca
                 KŁAMIESZ!
Strach Cię ogarnia,
Paraliżuje wolę
Przesłania racjonalne myślenie
                   KŁAMIESZ!
Odetchnij głęboko,
Rozejrzyj się wokół
Otwórz się bez lęku
                   NA PRAWDĘ.

BUNTOWNIK
Wpajano ci zasady, którym się sprzeniewierzyłeś.
Uczono cię uczciwości, która odtrąciłeś.
Walczyłeś  z wiarą w dobro i sprawiedliwość.
Jak więc brzmi twoja wersja prawdy, twoje  credo?

AROGANCJA
Powiedz,
Jak to jest być pewnym,
Że znasz odpowiedź na każde
 ‘dlaczego’?
Kto dał ci placet na mądrość,
zaopatrzył w księgę
 Niepodważalnych aksjomatów?
Skąd pewność, że się nie mylisz?

NIE ROZPĘDZAJ SIĘ!
Nie mów „nie” , nim cię zapytam.
Nie odwracaj wzroku, nim zobaczysz.
Nie oceniaj, nim doświadczysz.
Nie odrzucaj, nim spróbujesz.
                          Nic nie jest zero - jedynkowe.

WOLNOŚĆ
Wielobarwny motyl wpadł przez okno.
Rozpaczliwie bijąc skrzydełkami
Bezskutecznie starał się wyswobodzić z fałd firanki.
Pragnienie wolności go zabiło. Skądś to znamy….

PRAWDZIWE ZNACZENIE SŁÓW
Czy mówimy to, co myślimy?
Ile przemilczamy, ile  upiększamy?
Czy zawsze wypowiadane słowo znaczy to,
Co chcemy, żeby znaczyło?
                 Czy prawda jest prawdziwa?
                 Czy ufność jest ufna          
                 A szczerość szczera?
                 Kto zna odpowiedzi ?

UROK MILCZENIA
Świat bogaty w milczącą treść
Otwiera swój niewypowiedziany urok
Na kartach książki,
Którą przeczytasz.
               Niewyartykułowane emocje,
               Nienamacalne pragnienia,
               Nieprzewidywalne puenty…..
               Wszystko to fascynuje tajemniczością.


Wiersze o miłości

Samo życie
Jesteś…
Czuję dotyk twoich palców,
Bicie twojego serca.
Świat wiruje
W rytm naszych westchnień.
Nieugaszalny niedosyt, ulotna chwila
Nie do przytulenia, nie do zatrzymania…

Cieszę się,
Że nie jestem tobą.
Nie odczuwam twoich smutków.
Jednocześnie żałuję, że nie jestem tobą.
Nie wiem, jak to jest śmiać się tak serdecznie,
Ufać tak bezgranicznie,
Kochać tak bezwarunkowo.
Żyć pełnią życia.
Jak ty to robisz?


Zaproś
Mnie do tańca.
Zakołysz mną, zawiruj.
Niech serce zabije w szalonym tempie,
Niech radość rytmu mnie wypełni!


Co się stało?
Między nimi przepaść.
Jak ją zakopać?
Między nimi morze.
Jak go przepłynąć?

Na  dnie przepaści
Ich złamane serca.
Na dnie morza
Ich niespełnione przysięgi.

Gdyby uwolnili uczucia,
Gdyby zaufali sobie ponownie
Zakopaliby przepaść,
Wyłowiliby wzajemną miłość.


Pragnienie
Chcę wywołać uśmiech
Na twojej twarzy.
Zachęcić Radość by weszła pod twój dach.
Sprawić, byś poznał  Szczęście.

Chcę usłyszeć
Twój Śmiech,
Doświadczyć
Twojej Czułości.


I. MYŚL POZYTYWNIE

1.Odwaga
Spójrz w słońce,
Zostaw cień za sobą.
Błędy przeszłości niech ci nie ciążą,
Idź z nadzieją!

2. Pozytywnie   
Dzień się budzi.
Radość wstaje, przeciąga  się Nadzieja.
Coś się zdarzy!
Kusi Życie.

3. Nowy początek
Otwórz drzwi,
Wpuść promienie słońca,
Ogrzej się ich ciepłem.
Uśmiechnij się i zacznij żyć na nowo!

4. Pomyśl
Życie nie czeka
Każda chwila jest bezpowrotna
Delektuj się nią, smakuj.
Nie marnuj jej na złe emocje!

5. Czasomierz
Tykanie zegara życia
Przypomina o ulotności chwili.
Łapię  więc każdą,
Nie pozwalam jej się zmarnować.

II. MYŚL ROMANTYCZNIE

1. NIEDOSYT
Nie jesteś, bywasz.
Pragnienie rozbudzasz,
 wspomnieniami żonglujesz.
Znikasz….

2. TWORZENIE
Wyszeptaj mnie – a się stanę,
Wypowiedz – zaistnieję.
Wyśpiewaj – a rozkwitnę
Nie zapomnij – bo umrę.

3. LAMPIONY
Unoszone w górę westchnienia - marzenia
Romantyczne. Kolorowe
Lampiony pragnień,
Nieśmiało wyszeptanych.

4. CISZA
Raz przytłacza, kamieniem leży na sercu.
Raz kojąco, z lekkością ważki rozbudza nadzieję
Że zaraz, za chwilę
Spełni się wyśnione…

5. Wspomnienie
Mała czarna na Montmartre…
Każdy łyk przypomina chwile
Spędzone z Tobą. Wszystkie
Jak skarb hołubię w pamięci.
                
Mój nieporadny francuski,
Twoje zabawne „szephaszam”
I te, ukryte w nas, rozedrgane emocje,
Których teraz tak bardzo mi brak.


III. PYTAJ!

1. Test
Masz zasady, własne poglądy
A życie Cię sprawdza codziennie.
Warto spojrzeć czasami w lustro
Czy nadal widzisz siebie, czy obcą maskę?

2. Pytania
Znałeś go, czy nie?
Sam nie wiesz.
Ufałeś mu, jak sądzę.
A jednak się zawiodłeś.
                  
Jak poznać drugiego człowieka
Gdy każdy  ma swoją skorupę
I chowa się w niej.  Dla bezpieczeństwa,
Czy też  aby ukryć prawdziwe  „ja”?

3. Niecierpliwość
Czekamy na nieoczekiwane z niecierpliwością, drżeniem serca.
Łapczywie zachłystujemy się tym, co teraz.
Ale to za mało!
Dlaczego tak trudno ugasić pragnienie nowego?

4. Wahanie
Mijamy się codziennie nie zauważając.
Tęsknimy za bliskością marnując każdą szansę spotkania.
Dni, jak ziarenka piasku przesypują się przez palce,
Sekundy z bezduszną bezwzględnością ulatniają się na zawsze.
Może dziś odważymy się być odważniejsi?

5. PORZĄDEK
Tęsknię na przewidywalnością, spokojem
Bez gwałtownych uderzeń serca……
Wiem, co się stanie, kontroluję ‘tu i teraz’.
Ale  gdzie wzloty i porywy? A gdzie ŻYCIE?

IV. SMUTKI

1.  Stało się
Jej serce stanęło na moment
Jego – na wieki.
Nikt nie ujrzy jej łez:
Płacz wyszedł z mody.

2. Strata
Nie powinniśmy zostawiać niedomówień,
Ale ja zgubiłam wszystkie ważne słowa.
Wypadły przez dziurę z  mojej  starej  torby
A wraz z nimi doskonały sens naszej niedoskonałości.

3. Czy wiesz?
Życie i fikcja.
Tak blisko siebie.
Czasami gubię się –
Co jest czym?

4. Zawieszenie
Patrzymy na siebie  - niech tak zostanie
Mimo, że nic nie jest jasne, proste, zrozumiałe.
Czy to wygodnictwo, czy strach
Przed utratą, odrzuceniem lub nadinterpretacją?
                     
Tkwimy tak w stanie,
Którego  nie potrafimy określić.
Bo nauczono nas wszystko nazywać:
Bez tego czujemy się nieswojo.

5. Wyrwa
Przepaść między nami
Nikt jej nie zasypie.
Ty nie masz siły
Ja nie mam ochoty.


V. POSTACI

1. Człowiek           
Głodny myśli rozumnej, spragniony łyka mądrości,
Z uporem szuka, samotny w tłumie,
Podąża jednak  bezwiednie za swym przeznaczeniem.
Spójrz - czy to nie  Ty?

2. Vincent  
Nad tarasem kawiarni pyszni się gwiaździsta noc,
Na stolikach fioletowe irysy rozsiewają słodki zapach.
Spracowani ludzie zasłuchani w delikatne dźwięki muzyki
A wśród nich nierozumiany, skromny ON.

3. Kamil B.
Walczył o swoje i twoje miejsce na ziemi.
Bohaterski, choć skromny Kolumb – poeta.
I z głową w chmurach  i realnie stąpający po ziemi.
Dla kogo jest dziś wzorcem – kto to wie?

4. Niezwykła
Drobniutka, krucha, z  pozoru szara myszka.
Bez trudu rozplątywała krwawe tajemnice,
Ze skromnością podając na tacy
Właściwe rozwiązanie pyszałkowatym śledczym.

5. Genialny  
Spójrz:
Niewielka postura, zabawny wąsik, muszka i melonik.
Analityczny umysł, bezbłędna dedukcja.
Drobnymi kroczkami zmierza ku prawdzie.
Ujawnia podłości i zbrodnie z gracją dżentelmena.


Odkrycie
Spotkania z nim – wieczna niewiadoma.
Przyjdzie? Nie przyjdzie?
Mam spoglądać w kryształową kulę?
Bądź stanowcza – mówi do siebie.

Uspokój serce!
Uświadom sobie wreszcie
Że ten statek
Już dla ciebie zatonął.

Nowy dzień
Zapach kwiatów na łące
Wszedł przez otwarte okno:
Zwiastun dobrego dnia.
Otworzyłam swe serce  na radość nieznanego.

Figlarne promienie słońca
Zatańczyły na firance.
Serce mocniej zabiło –
Nadzieja, wiosna, miłość!

Nocne szepty
Park nocą nie śpi.
Wspomina tych, którzy za dnia
Szeptali  czule do siebie
Przechadzając się alejkami.

Echo ich westchnień
O północy snuje się miedzy drzewami.
Śmiechy dzieci cichutko powtarzają
To, co w dzień wykrzyczały.

Paweł Jerzy Jaxa Dębicki


Syn Jerzego Dębickiego, członek znanej mieleckiej rodziny Dębickich, patriota, samorządowiec i przedsiębiorca, który reaktywował Księgarnię Dębickich i prowadził ją wraz z żoną.

Urodził się w 1960 roku w Mielcu. Tu uczęszczał do szkoły podstawowej i liceum ogólnokształcącego. Na okres licealny przypadają jego pierwsze próby poetyckie. Jak sam zawsze podkreśla przemożny wpływ na jego literackie pasje miały księgarskie tradycje familii Dębickich i atmosfera rodzinnego domu, w którym pielęgnowane były wartości zupełnie nie przystające do świata „realnego socjalizmu”. Pisanie kontynuował w czasie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie studiował historię, a potem socjologię.

W Krakowie, jego drugim ukochanym mieście, zetknął się szybko z młodymi twórcami związanymi z opozycją polityczną. Nawiązał też współpracę z niezależnym ruchem wydawniczym. Pisał jednak głównie do szuflady, a odbiorcami jego wierszy byli najbliżsi przyjaciele. Czasami jego utwory pojawiały się w bezdebitowych wydawnictwach i podziemnych gazetkach. Wiersze i inne małe formy literackie powstawały też po ukończeniu studiów i powrocie do Mielca. Teraz jednak znacznie rzadziej i znów do szuflady. Zadecydował o tym bardzo krytyczny stosunek autora do swego pisania i dystans do własnej twórczości. Dopiero ostatnio, gdy jego wiersze stały się bardziej intymne, spokojniejsze i pewnie odrobinę pozbawione dawnego ognia, zdecydował się na opublikowanie tak starych jak i powstałych ostatnio utworów.

Zmarł 26 maja 2021 roku w wieku 61 lat.


Ballada o tym co dookoła

Nie jestem lirnik setny dziad,
gdy śpiewam swą wołania pieśń.
A słuchać mego bluesa rad
Ten, który czarną czuje pieśń.

Pod wielkim słowem brzmiącym RZECZ,
a mgliście zaś POSPOLITA
jest kanał myśli, rdzawy miecz
i posąg z twarzą zbitą.

U piekieł, gdzie się toczy mecz,
kto ma być spowiednikiem tu,
już nie o wolność idzie rzecz
lecz o makijaż twarzy stu.

Obłudnie dźwięczy struta pieśń,
a kłamać uczą w szkole
i jęk syreny straszy cię,
gdy Norwid w serca dole.

Za złotych tysiąc wielkiś już,
za dziesięć odpust wieczny masz
i myśleć dziś nie musisz już,
a płaczesz tylko, gdy się zgrasz.

Otwórzcie ze mną usta wy
ukryci w bramach ludzie.
Niech skwery miast zobaczą sny,
niech już nie grzęzną w brudzie.

Mielec 1977


Proces gnilny

Proces gnilny naszej wyobraźni
stał się synonimem
wymiernej dorosłości.
Komórki najszczerszej niezgody
otorbiły się wieloletnim przyrostem,
gniją jak liście
zamokłe we krwi poskromionych zrywów.

Obroty kuli trwają
Listopady brunatnieją w dymie podłego tytoniu
kalekie oko
lęka się
przejrzystego obrazu.
Palce zapadają na podagrę,
odpadają włosy
przyciężkie srebrem.

Choruje brzuch wypchany
powietrzem, solą i trującymi grzybami.

A wyobraźnia……..
…….. dręczy nas czasami
kapłańską posługą morzenia
na złość docucona
procentami, czarownymi likworami
i lunatycznymi proszkami.
A potem sama
bez najmniejszego sprzeciwu
uznaje swą minimalną przydatność,
kładąc się samodzielnie na torach wulgarnego czekania.

Mielec 1978


Kamiennie, kamiennie…

Dotknąć chcę twojego serca
skostniałego przeczuć tła
dotknąć chce twojego serca
brylantowa jest tam łza.

Twoje usta jak ból szczelne
pomalował włodarz salw
twoje usta różu pełne
przestrzelone lodem salw.

Chciałaś kochać mnie na plażach
dziś patrole śledzą nas
ciekną cyfry kalendarza
opasany drutem las.

Obraz zwęglił się i zszarzał
dzwonek strachu gasi dzień
zapis marzeń się zestarzał
na ulicach legii cień.

Miała nagość być pąsowa
na mównicach turkot słów
trawa rani nas stalowa
słuchać głodne ryki lwów.

Dzieci wydasz mi kamienne
mury szkół wykują je
koła trwania, wody ciemne
ostrze żyły sine tnie.

Wiosna 1982



Kiedy nadejdzie dzień zapłaty

Kiedy nadejdzie dzień zapłaty
nie napalm lecz łzy będą palić,
rękoma, sercem stopię kraty
i zieleń będę mógł ocalić.

Kiedy nadejdzie dzień już nowy,
to pękną wszystkie usta suche,
a jeśli czerwień znów zobaczę
to jak krew co da mi otuchę.

Kiedy nadejdzie dzień po nocy
co oddech czołgiem rozjechała,
nie będzie tutaj tych złych mocy
którym idea się przydała.

Kiedy nadejdzie dzień powstania
nie trzeba będzie już uciekać
do ciemnych bram, gdzie nie ma sądów,
gdzie może uda się przeczekać.

Kiedy nadejdzie dzień kochania
przekleństwa sczezną gdzieś w pustyni,
a świat odkuty od konania
nad pięknem nieba się zadziwi.


Ręka

Nie od lutnika
dziwny to instrument
RĘKA
zakończona najczęściej trywialnie
pięcioma palcami.

Może udawać węża eskulapa
i zygzakowatą żmiję
z gór.

Może zamykać powieki zmarłym
i otwierać ostrzem aorty.
Może malować obrazy i strach.

Może być czarną wdową szpiega,
wiecznie spoczywać w kieszeni
długiego prochowca strachu.

I może być młodszym oficerem milicji
z rozbieganymi gałązkami palców
i brwiami wypucowanych z soli oczu.

Ręka
do głaskania,
duszenia, gwałcenia
różnych czynności miłości,
wieszania, okropności
gry w kości.
Ręka………..

Kraków 1985


Przeszukanie.

Kieszeń czarnych spodni
wcale nie jest himalajską przepaścią
mam
tam
jedną czystą, ukrochmalona, jasnobłękitną
chustkę do nosa
bez monogramów
ale z dwoma , może trzema rudymi plamkami rdzy,
mam
tam
kawałek złamanego, starego grafitu
z kopiowego ołówka po Dziadku,
mam
drut miedziany jeszcze z wojny
zielona nitkę ( sześć centymetrów)
kawałek gazety z czternastego marca,
artykuł o wzroście popytu na dębowe drewno,
mam też
podszewkę z wielka dziurą.
Załata ją pewnie moja Żona
gdy kluczyki od samochodu wpadną
mi do czarnej nogawki .
Mam
tam……..
……… już więcej nic tam nie znajdziecie.
I tak to ogromny kapitał
zważywszy, że dziś skończyłem dopiero
dwadzieścia sześć lat.

17 lipca 1986


Białoruś

Przyjaciele !!!! I tu dałem wykrzykniki,
a tak mało dla Was mogłem zrobić.
Moje nogi nie mogły zejść
i sprowadzić mnie nawet do mojego własnego ogrodu
gdzie teraz moi dawni przyjaciele,
obecnie mierni ogrodnicy,
zasiali chwasty, gorczycę i nędzną, a kwaśną winorośl.
Nie mówię już o tym, że słaby
nie byłem na waszych placach,
nie trzymałem Waszych sztandarów
o tak podobnych kolorach jak płótno mojego
i
nie byłem też pod więzieniami, gdzie jak wiem siedzi się lub czeka,
i
nie byłem w Waszych domach
gdzie cichcem trzeba mieszać łzy rozpaczy
i ślinę szyderstwa dla łotrów
ze słowami wypowiadanymi cichcem we własnym języku.
Nie byłem na starych cmentarzach, gdzie wśród krzyży z wieloma ramionami
leżą nasi bliscy, których nazwiska rozumiem,
których minione ciepło czuję,
a których imiona pisze się w dwu alfabetach -
pączkach z dawnej i wspólnej greckiej gałęzi.

Więc wybaczcie,
że mogłem dać tylko słowo,
mogłem przesłać uśmiech politowania dla kłamców,
przekleństwo dla wrogów,
uścisk dłoni dać mogłem nieznanym przyjaciołom,
wzniesioną pięść, która kiedyś na kształt katapulty
miotała kamienie ku stalowym rydwanom oprawców.
Mogę dać grosz, który wybuchnie w pałacu satrapy,
Obiecać koc tym, którzy będą musieli uchodzić.
Ser, mięso i rybę zgłodniałym w trwaniu, zmęczonym w oporze.
Więc wybaczcie, bo wiem jak to mało……..
Wybaczcie, bo ja znów jestem z Wami w Mińsku.



Haiku, książki i rachunek za prąd

Ludzie nie kupują książek,
ludzie budują marmurowe grobowce
ludzie nie czytają wierszy
ludzie poszerzają podwórka
ale nie ma tam ocienionych miejsc
Czyż skończył się jakiś tam czas....?
Ech nie……. to tylko ja zapomniałem
zapłacić elektrowni za prąd.
Pewnie nie chciałem
a pewnie pieniędzy nie miałem.

Płacić trzeba,
i czytać trzeba,
i płakać trzeba,

30 czerwca 2006


W Wielki Piątek widziałem.

On stąpał bosymi stopami po gorących białych kamieniach.
Jak zwykły owczarz potykał się o zeschłe gałęzie w oliwkowych gajach.
Głaszcząc spracowany kark osła czekał przed strzeżonymi bramami
aż minie je tłum przekupniów, kalek, złodziei i mędrców.


Nie wstąpił
chyba, że w wody Jordanu.
Nie należał
chyba, że do tych, którzy go słuchali.
Nie zapisał się,
chyba go nawet nie zapisano w wielkim spisie.
Nie współpracował,
choć całego dał nam siebie.
Nie świadczył,
choć świadczył samym sobą.
Nie doniósł,
choć oprawcy pewnie zostawiliby mu życie.
Nie zeznał,
chyba, że przyszło mu mówić czyim jest Synem.
Nie zaprzeczył,
choć znał tego, który go wyda.
Nie poparł
choć uczeni w piśmie czekali.
Nie miał teczki
choć napisano o nim Księgę leżącą teraz przy moim łóżku.
Nie lękał się mówić
choć zdrajcy szeptali Faryzeuszom.
Nie bał się królować
choć jego proste szaty urągały imperium.
Nie wyparł się
choć zdawało się, że Ojciec go opuścił.


I jaki suplement teraz napisać
gdy na ultraczułym ekranie
widzę miasta pożerane gąsienicami Merkav *,
nastolatki rozrywane w pizzerii ładunkiem senteksu **,
kolczaste zasieki przed którymi jakoś tak wirtualnie stoję.

I może wiem i może powiem kto szczujący, a kto szczwany.


* Merkava - doskonały izraelski czołg średni.
** senteks - materiał wybuchowy o ogromnej sile
praktycznie niewykrywalny dla
detektorów.


13 grudnia, niedziela…

Gdy rankiem się zbudziłeś
władali oni ziemią
palili twe nadzieje stawiali posterunki
na białym śniegu placów
koguty strachu pieją
a Wschodu Imperator
odbiera już meldunki.

Wódz wysłał na ulice
szkolonych sług swych armię
a inkwizycja wyrok
na murach zawiesiła
golono więźniom głowy
gaszono słów latarnie
klepsydra czernią liter
tlen życia zadusiła.

Ktoś płakał ktoś oszalał
ktoś modlił się nad dzbanem
historia tok wyznaczy
żółknącym znów obrazom
urwany kulą okrzyk
rozbity mur taranem,
a oddech podsłuchany
a krtań wydana gazom.

Dzień zapomnienia jutra
okratowania głosów
zgaszonej wiary w Pana
stolica naznaczyła
zieleni dygnitarze
nakreślą werdykt losów,
a kodeks moralności
komenda ulepiła.

Ty stoisz dumny Dawid
przed tobą książę piekła
łez karawana słona
i pałka milicyjna,
a data kłębem dymu
Stalina cień oblekła
i straszy ludzką miłość
cenzura prewencyjna.

15 grudnia po wyjściu z ulotkami z otoczonego przez ZOMO kombinatu HiL.


Modlitwa

Modlę się rzutem kamienia
dalekie są wyspy Sprawiedliwego
Modlę się wirem łańcucha
tarcze pękają, wieże stoją dalej
Modlę się butlą benzyny
płomień liże pancerz, niebo zmienia barwę
Modlę się liczbą nabojów
metal za paskiem daje cień nadziei
Modlę się rytmem okrzyku
kneblowanym spazmem ulicy strachu
Modlę się znakiem odwagi
ręka dźwiga palce przed Wieżą Babel
Modlę się w rytm powielacza
czcionki syczą wężem białego wiersza
Modlę się kruchością kości
w śniegu przestroga tych, co nie wstali
Modlę się pełnią odmowy
musztrowaną na śmierć w karnym batalionie
Modlę się czernią sztandaru
pył opada oni prą ciągle dalej
Modlę się lękiem śmiertelnym
groźny świadek więc zabijają
Modlę się szepcząc utopie
mój głos notowany w trumnach kartotek
Modlę się szlakiem ucieczki
ciągle wracam drogi znów odcięte
Modlę się sznurkiem wisielca
drgawką lalki bez prawa wyboru
Modlę się śliną rozkoszy
nieprzyzwoicie żywej tajnym służbom
Modlę się marzeń jawnością
rwę gazety cenzor stale ostrzy noże
Modlę się życie wskazując
Modlę się życie wskazując
Modlę się życie wskazując………..


3 maja 1982 wieczór właściwie noc



 

 

Ewelina Łopuszańska, poetka, animatorka kultury
Poezją zajmuje się od ok. 15 lat, prowadzi imprezy poetyckie, recytuje. Zafascynowana jest malarstwem jako przekazem emocji i fotografią jako możliwością zatrzymania na zawsze wydarzeń i portretów ludzi. Dużo podróżuje po Polsce, gdyż uważa że należy znać swoją ojczyznę. Poza Podkarpaciem jej ulubionym regionem są Kujawy.

Intersuje się prasłowiańską kolebką Polski. Pierwszy tomik poetycki „Ewoliny” wydała w roku 2013, z grafikami Wojtka Atamana. Za tomik ten otrzymała nagrodę Związku Literatów Polskich w Rzeszowie „Za najlepszy debiut podkarpacia”. Drugi tomik „Dotyk Kamienia”, również z ilustracjami Atamana wydała w roku 2015 Trzeci tomik „Pocztówki” wydane w roku 2016.

Czynnie uczestniczy w wydarzeniach artystycznych Rzeszowa i Podkarpacia biorąc udział w wernisażach malarstwa, fotografii oraz spotkaniach poetyckich w Bibliotece Wojewódzkiej, Wojewódzkim Domu Kultury, osiedlowych Domach Kultury, a także w klubach i kawiarniach na terenie miasta i w gminnych ośrodkach kultury, np.: Lubeni, Cierpiszu, Medyni, Wiśniowej.

Jej wiersze ukazały się na łamach prasy regionalnej w gazecie „Nasz Dom Rzeszów”, „Głos Tyczyna” i na portalu internetowym pogranicze.eu, oraz sprzyjaciele.blogspot.com, a także w antologii „Rzeszów w poezji” wydanej przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną w 2010r, oraz w Antologii poetów Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w roku 2017. Jest aktywnym członkiem Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa, Klubu Poetów Podkarpacia „Perły”, oraz Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury, gdzie jest Członkiem Zarządu - skarbnikiem. Posiada dyplomy oraz listy gratulacyjne, również od prezydenta miasta Tadeusza Ferenca.
Nagrody:
konkurs „Cięte Słowa” portal internetowy Namida rok 2011
konkurs „Harmonia Dusz” rok 2011
konkurs „O Wawrzyn Sądecczyzny”  biblioteka w Nowym Sączu rok 2012,2014
konkurs „Wrzeciono” Stowarzyszenie „Majdaniarze” Nowa Sarzyna lata 2013-2017
konkurs „Pod Majowym Księżycem” Noc Poezji Załęże- Rzeszów lata 2015-2017
konkurs „Ogrody” ZLP Rzeszów rok 2017

TANGO WĘŻYKIEM
CZYLI MEANDRY MIŁOŚCI

nie klei się rozmowa
przestałam łudzić się,
że należymy do jednego jabłka
raczej nie śpieszę się
dziś w tę stronę co ty

meandry miłości, rozkoszy, radości
spłynęły gdzieś w siódmą dal;
nie wrócą wężykiem
po ścieżce wśród śnieżnych zasp

usiądźmy przy wódce
dopóki śnieg sypie leciuchno,
cichuchno- nie tak jak my
związały się w węzły te słowa
zmrożony na kość nasz stół

jeszcze mi nalej, pijmy pod świt
za miłość, za wolność, za biel
poranne ptaki tańczą parami
srebrne tango z promyków koronki


TANGO ARYTMIA
Gwiazdy na niebie otula puchem,
Pyzaty księżyc, Rzeszowski gość.
A nad Wisłokiem ławeczek tysiąc
Na jednej siedzą złączone
rytmem miłości serca dwa,

R.Tango arytmia
zatańczą w Wiedeńskiej
Cztery złote myszki
na skos i na bok

W ratuszu światła w oczach migają
Kolorami tęczy jak w dzień,
Srebrna królowa-Noc się przemyka
Pijana jak stary świat.
Na Staroniwie dęby śpiąc szepczą,
O parowozie w dymie i mgle.

R.Tango arytmia...

Nie- początek historii,
W którą brniesz coraz bardziej.
W parku nad fontanną gwiazdy
potłuczone w drobny mak
Sikorski stary wojnę zapomniał
Na zakochanych z cokołu czycha od lat

R.Tango arytmia...


MAMIE
W zieloności się wykąp,
Zanuż ręce, oczy
W bzach piwoniach,
po pas bródź.
Jaśniejące sady bielą obsypane
Szepcą pozdrowienia, zapraszają
Stań wśród zapachu, słuchaj
Śpiewa skowronek swoje trele,
A solosłowika brzmi srebrzyście.
Słońca promienie w pokłonie
zwdzięcznością całują twe ręce
wraz ze mną...

Z cyklu ZNAD GOPŁA

KOŁYSANKA

(dla Mariusza Nogalskiego,
który woje-wodzi)

Dobranoc Kujawo, malowane pole
Ucichły grube trzmiele,
Gołębie przysnęły na ramieniu nocy,

Nie wiem kto zagrał
tę smutna nutę, szeroką
po kres widnokręgu...

Dobranoc żalniki,
Prasłowian prochy,
pośród jezior wysrebrzonych nocą

Dobranoc Kujawo, wietrze igrający
z ogniem kupalnym
gdzie czas wypełniony,
a czar niedopełniony,
a młodzik przegląda się,
w szkle jezior
a ryba niemo wykwita
na powierzchni

Dobranoc zmroku futrzany
pod lasem
                Dobranoc...


RZESZOWSKIE ECHO
Halo- Halooo!
Szukam cię wśród drzew,
echo-oo!
Bawisz się ze mną
w chowanego,
Dudnisz w studni
rynkowej,
Śpiewasz z deszczem
wśród działkowych pomidorów.

Echo-oo!
W szumie fontann
w ptakach,
klaksonach
i syrenach

Echo-oo!
Jesteś?
A może cię nie ma?
-nie ma,
-ma nie,
-mam!

ANATOMIA ŁĄKI
Leżąc, osłabła z gorąca, kudłata
Zielone ciało rozpościera w środku lata,
W złotych żyłkach słońce rozlewa
Łąka, odbijając nagość nieba

Leniwie płyną wśród zieleni traw
Kwiaty,  w niezliczonych wariantach,
Przeźroczystymi szarfami wiatru
Ukołysane i brzęczeniem pszczół

Ciała kochanków zapachem kadzone,
W cieniu maków i srebrnego kopru rosnące
Kołyszą się w rytmie fal zielonych
Przypływu, łodygami dłoni pieszcząc łąkę.

NOCNE ŻYCIE ŁĄKI
wędki gałązek łowiące
zmienne księżyce,
szafranowe szale nieba,
z brzucha nocy,
z ciemności i dezorganizacji,
z żabiej perspektywy
rodzi się łąka makówek
gwiazdy jak środki
nasenne stokrotek, słoneczników
fraktale rosy
skroplone zamknięte w powiekach.
 

 

Urodzona 12 sierpnia 1968 roku w Mielcu. Z zawodu higienistka stomatologiczna i dietetyk. Zadebiutowała w prasie regionalnej ,,Głos Mielecki" w 1991 roku. Członkini Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO od 2011 roku. Swoje wiersze publikowała w almanachu Grupy "Zanurzeni w słowie” (Mielec 2011), na stronie internetowej www.slowo.art.pl, na portalu hej.mielec, a także w prasie regionalnej.

Jej wiersze ukazały się w „Artefaktach” - Mieleckim Roczniku Literackim Nr 1 (2012) wydanym przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Mieleckiej im. Władysława Szafera w Mielcu. Debiutancki tomik ,,Kropla” wydała w 2012 roku, który przedstawiła na kilku wieczorach poetyckich w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mielcu i Samorządowym Domu Kultury w Tuszymie. Lubi podróże, spotkania z ciekawymi ludźmi, rodziną i przyjaciółmi,dobrą muzykę i film. Uważa, że człowiek  i wszystko z nim związane może być ciągłą inspiracją do twórczych poszukiwań.W tomiku,, Dłonie” (Mielec 2013) autorka zachęca do spojrzenia na siebie i świat z dystansu, czasem w krzywym zwierciadle, próbuje pokazać, że życie pomimo wielu zawirowań może być interesujące i piękne.

8 czerwca 2014 roku w Samorządowym Centrum Kultury w Mielcu odbyła się promocja trzeciego tomiku "Skrzydła". 21 czerwca br wygrała pierwszy mielecki slam poetycki . W lipcu 2014 roku  w ogólnopolskim  miesięczniku "Gazeta Kulturalna” ukazała się  recenzja tomiku „Skrzydła”  Stanisława Grabowskiego".

Kolejne wydane tomki to ,,Karuzela”( 2015)  z recenzją Agaty Linek oraz ,,Strofy na...” (2016) z recenzją Staniłlawa Grabowskiego.
Te dwa tomiki zostały wydane przez SCK Mielec.
W listopadzie 2016 roku autorka wydała tomik "Karuzela” w wersji polsko-angielskiej.
Autorką tłumaczenia jest Maria Weiss-Malec.

Artykuły:
Rozśpiewana promocja "Karuzeli" tomiku Aleksandry Piguły
Smakowanie „Kropli” Aleksandry Piguły



Rozśpiewana promocja "Karuzeli" tomiku Aleksandry Piguły, 17.10.2015


Aleksandra Piguła "Artefakty" Ekscentryk czy wariat?, Mielec 10.01.2015

link do filmu: http://youtu.be/ojj1iaV_vaI
Nagranie wideo: Zbigniew Wicherski


Tylko ty
To tylko Ty
twoja troska
twoja tajemnica
tętniąca tęsknotą

tylko ty tak troskliwie
tasujesz talię
tysiąc tysięcy tasowań

to tylko ty
twoje towarzystwo
twoje tango
twój teatr

 tylko ty ?


Oczekiwania
Oczekuj od obcych obojętności
ocalisz osobowość

otwórz oczy

oczekuj od Odwiecznego Ojca
opatrzności
opieki
ognia

oczekuj od obrazu olśnienia

oczekuj
olśniewaj
opowiadaj opowieść


Prawda
Powiedz poecie
przestań pisać – polegnie

powiedz prostakowi
pomyśl – pójdzie precz

powiedz panu
przekrocz przyzwoitość
pozostanie parobkiem

przemyśl
przemilcz

pozostaniesz
przyjacielem prawdy

    
Igraszka
Igraszka istnienia
iloraz ideału
interpretacja inteligencji
istnieją idioci i intelektualiści
inność i innowierstwo

Istnieje ideał?

ile imion
intymności
ile istnień


Gdy gubisz
Gdy gubisz granicę gustu – gnuśniejesz
gdy gubisz godność - giniesz

grasz grę głupoty

gdzieś głęboko
gromadzisz grosze

gonisz galopem galaktykę


Układy
Uczymy uprzejmości
układamy ułudę uczuć
umysł uważnie unika
uogólnień

uwypuklamy usta
unikalnym ubraniem
umiemy upiększyć urodę

ukończone uniwersytety
umożliwiają
uchwalanie ustaw

układamy układanki
ustalamy układy
urządzamy urodziny
umyślnie unikając
uprzejmości

udajemy

uwierzmy uczuciom
udawanie unicestwia


Łza łotra
Łazili łąką
łysy łysemu łgał
łagodniał ładunek
łatwowierności

łotr łaknął łaski
łagodniała łza

łącząc łańcuchem
łatwość
łagodność
ład


Akt Afrodyty
Anielski akt Afrodyty
abisalne arcydzieło
abstrakcja absolutu
apogeum arogancji

Adamowe audytorium
adoruje anonimowych aktorów
adepci architektury antyku
alabastrowym akcentem
afirmują
anielski akt Afrodyty


Morfina
Uzależniłeś mnie
wstrzykuję sobie
kolejną dawkę namiętności
pojawia się uśmiech
krew lepiej krąży

jest tylko ten moment

jeśli kiedyś przyjdzie jutro
zakryję go
prześcieradłem wspomnień

aby ocalić choć mgłę


Kwiaciarka
Widziała wszystko
sprzedawała kwiaty
jedną ręką zawiązując
bukiet panny młodej
drugą kir na wieńcu

była świadkiem
największych intymności
i wzruszeń

alfą i omegą
dla obcych sobie ludzi
otoczona zapachem róż
fiołków i konwalii
nigdy nie dostała nawet stokrotki

bo komu przyszłoby do głowy
dać kwiatek kwiaciarce


Świat w gruzach
wiersz dedykowany ofiarom trzęsienia ziemi we Włoszech 2016 roku.

Nie trzeba wojny
wystarczy
że zatrzęsie się ziemia
I wcale to nie znaczy
że umarł Bóg

kiedy nie jest ważne to co miałeś
tylko kim jesteś
kiedy możesz spać pod gwiazdami
podziwiając zachód słońca
wiedz że spod gruzów w ulewie łez
odrodzi się życie
bo i tak jesteśmy tu po to
aby doświadczać
miłości
życia
i siebie nawzajem


Nie słuchaj
kiedy mówią
lepiej już było
nie wierz
nie słuchaj
zamknij drzwi
otwórz serce
wbrew rozsądkowi kochaj
jak dziecko
nazwą cię wariatem
kimś z innej planety
a ty po prostu pierwszy raz
od kiedy oddychasz będziesz szczęśliwy


Do not listen
when they say
there were better days
do not believe
do not listen
close the door
open your hearth
and love like a child
in spike of good reason
they will can you a freak
a creature from the other planet
and for the first time
since you first breath
you will be simply happy


Spowiedź
powinna powiedzieć
wiecej nie pamiętam
żałuję
postanawiam poprawę
nie powie
wracają wspomnienia
przyspieszony oddech
nagość drzewa
zamknięte powieki
otwarte usta
rozgrzeszyć
może tylko miłość
za oziębłość
odpowiesz przed Bogiem


A confession
she should say
I remember nothing more
I regret
and promise to improve
she will not say it
the memories come back
the breath quickens
the tree is barren
closed eyes
open mouth
only love can give you absolution
for heartlessness
you will answer to God


Obraz
doskonały obraz Boga człowiek
widziałam wielu
za mało by się zachwycić
ktoś w akcie stworzenia miał więcej
szczęścia
ktoś więcej rozumu
jaka jest granica błędu
gdzie kończą się żarty
a zaczyna groteska
ale czy obraz może być doskonały…


An image
a perfect image of God
a man
I have seen many
too few to be admired
someone was more lucky
with the act of creation
someone got more brains
what is the margin of error
where do the jokes and
and grotesque begin
but can an image be perfect...



Karuzela

Zabrałeś mnie
na karuzelę przemyśleń
nostalgia dopada jak grypa
tylko ona rozgrzewa
do czerwoności
pozwalam się uwieść
dopala się świeca
dni spopielały
kwiaty nie pachną
ale twój głos wciąż brzmi
szum morza dopełni dźwięk
zanim zamieni się w ciszę
żółkną jesienne liście
na naszych zdjęciach
przybywa płyt i książek
a wiosną drzewa
zakwitną nadzieją
odwracając fatum
jadę bez trzymanki
a karuzela wciąż się kręci


Rachunek

Judasz zdradził
za trzydzieści srebrników
jakby Bóg
nie był więcej drachmy wart
za jaką cenę
zdradzisz mnie czytelniku
odejdziesz w świat
banalnych słów
przyziemnych spraw
rachunek za miłość
wystawi nam życie
za jaką cenę
zatańczysz walca
do kresu dni
za jaką cenę
zmysły rozkołyszesz
nim odbijany
krzyknie ktoś
i zmieni rytm


Zimowa noc

Noc wieje chłodem
ty gdzieś daleko
zarabiasz na chleb
wierzysz że
nie samym chlebem...
nie samą miłością...
dokładam do pieca
podartymi listami
okadzam dom
sadzą wspomnień
robi się cieplej
kolejny klocek
zamienia się w proch
a klepsydra
odmierza czas
twojego  powrotu


Korzenie


Korzenie dobra i zła są w nas
nic nie jest tylko czarne lub białe
dla podkreślenia stylu
wybieramy szarość
stonowaną elegancję
piękno
czym jest piękno
bo idealne wymiary
szlachetne rysy
młodość
to zbyt mało
pojęcia próżne i wyświechtane
tak bardzo
odeszliśmy od korzeni
a przecież one są w nas
i tylko od nas zależy
co z nas wyrośnie


Obraz

Doskonały obraz Boga
człowiek
widziałam wielu
za mało by się zachwycić
ktoś w akcie stworzenia miał więcej
szczęścia
ktoś więcej rozumu
jaka jest granica błędu
gdzie kończą się żarty
a zaczyna groteska
ale czy obraz może być doskonały


Ile razy

Zastanowię się pięć razy
i zamilknę
skapną ostatnie
krople przyzwyczajenia
zostawiając na kamieniu
krew minionych lat
zastanowię się dziesięć razy
zanim odpowiem na pytanie
tak wiele modlitw
zostaje bez odpowiedzi
dopóki wzrokiem będę próbowała
ujrzeć Boga
będę kroczyć w ciemnościach
zastanowię się piętnaście razy
i może wtedy odkryję
że słabości są błogosławieństwem
nawet najpiękniejsza maska
to marna kopia ideału
zastanowię się
siedemdziesiąt siedem razy
zanim powiem kocham


Obnażenie

Czytasz w moich myślach
podziwiam odwagę i samozaparcie
to czego się dowiadujesz przerasta
oczekiwania
żyjesz i umierasz zarazem
chodzenie po gorących
kamieniach strof
przeraża i ekscytuje
a zimny prysznic
przywraca świadomość
mówię do ciebie
w obcym języku
przeklinasz wieżę Babel
wypływasz na spokojne wody
arką cierpliwości
kiedy opowiem całą księgę życia
ostatnim tchnieniem
wyszepczę pragnę


Dorożka
Stanowi

Zaczarowana dorożka
porzucona przez dorożkarza
czeka na nowego właściciela
nie pasuje do
fordów
mercedesów
bmw
na dzisiejszych drogach
czy w całym wszechświecie
znajdzie się biały rumak
który przewiezie mnie w przeszłość
zaczarowaną dorożką
w zaczarowany świat

Słowa słowa słowa

zainspirowana wierszem
Stanisława Grabowskiego
,,O poezji”

Mów do głupiego
że czapka nie jego
to tak jak z daltonistą
mówić o kolorach
może pomilczymy
nie pytając
po co
dlaczego
w jakim celu
czy zawsze musi być morał
jak zrozumieć słowa
nie doradzam pośpiechu
w bezsenną noc
przypomną
o sobie
zaiskrzą blaskiem
na niebie
a może tak
mierzyć w księżyc
nawet jeśli chybisz
wylądujesz
wśród gwiazd


Zegar

Mój zegar bije nieustannie
tak samo w każdej chwili
gdy biegnę do przystanku
poprawiając swój
życiowy rekord na sto metrów
i wtedy gdy zatapiam się w myślach
przechodząc do nurkowania
mój zegar odmierzał
dzieciństwo PRL-u
młodość głębokich przemian
dojrzałość wolnej Polski
mój zegar biologiczny jak sinusoida
wznosi się i opada
nie ma na nią wzoru
wystrzałowym ciuchem
próbuję sobie odjąć lat
a tak naprawdę
uśmiech czyni ze mnie dziecko...
stary zegar dziadka
jedyna po nim pamiątka
wrośnięty w dom
przypomina o korzeniach
i swoim tik tak odmierza czas


Wolność

Chcieli mnie oswoić
wysłali do szkoły
nauczyli
proszę
dziękuję
przepraszam
chcieli zrobić ze mnie kobietę
w purpurowej sukni
wkroczyłam na wybieg
odwracając się na pięcie
zmazałam szminkę
zrzuciłam szpilki
wybiegłam
na kamienistą drogę
aby w deszczu i błocie
poczuć wolność
chcieli mnie oswoić
prawie się im udało...


Istnienie

Kiedy umiera młodość
zaczynasz szanować każdą chwilę
nie martwisz się że masz
pięć centymetrów za mało
dziesięć kilogramów za dużo
że masz pryszcze
nie zdasz egzaminu
albo że chłopak
do którego wzdychasz
na ciebie nie spojrzał
za dwadzieścia lat
wszystko okazuje się banalne
kiedy umiera nadzieja
spróbuj ją reanimować
ona musi odrodzić się
z bagna łez i pomieszania zmysłów
kiedy umiera miłość
złóż ją na ołtarzu
przemieni się i zmartwychwstanie
bo jeśli nie to była
tylko namiętnością
kiedy umiera wiara Bóg podaje rękę
prowadzi po właściwych ścieżkach
tylko musisz chwycić dłoń i zaufać
jest więc
wiara nadzieja i miłość
a nade wszystko życie


Spowiedź

Powinna powiedzieć
więcej nie pamiętam
żałuję
postanawiam poprawę
nie powie
wracają wspomnienia
przyspieszony oddech
nagość drzewa
zamknięte powieki
otwarte usta
rozgrzeszyć może tylko miłość
za oziębłość
odpowiesz przed Bogiem


Ucho igielne

Mówisz
śmierci nie ma
życie trwa wiecznie
zmienia się jedynie postać
myśląc tak czujesz się bezpiecznie
możesz odejść
lub tutaj zostać
jest więc pokój miłość i wszystko
a nie jak mówią zaledwie garstka
wiedza w absolutnym wymiarze
dobra nowina i łaska
gdy cię osądzą i postawią wyrok
nie słuchaj
nie wierz plotkom
i nie powielaj obcych zachowań
nie myl refrenu ze zwrotką

urodziłeś się po to
aby być sobą
a nie lustrzanym odbiciem
sam przejdziesz
przez ucho igielne
po ścieżce zwanej życiem


Od do


Jest taki czas do wykorzystania
od pierwszego krzyku
do zamknięcia powiek
chwile przemyśleń
noce z lampką szampana
tak samo tajemnicze jak człowiek

jest sen
z którego nie chcę się wybudzić
Jeruzalem dalekie i bliskie
Arka Noego
kraina bez ludzi
melodią fal wzrusza pianistę

jest serce
biegnące od przedsionków do komór
rozgrzane do czerwoności
w chwilach uniesienia
ochłodzone rozsądkiem
nie mówi nikomu
jak bolą porzucone marzenia



Odmiana

Odmieniam życie
przez przypadki wydarzeń
regularny to czas
od poniedziałku do piątku
zwyczajne chwile
szalone soboty
święte niedziele
odmieniam miłość przez czasy
przeszłość mniej boli
skupiam się na tym co teraz
jak zatrzymany w kadrze film
rozgrzany ekran parzy
oskary nam rozdają
przyszłość się marzy
odmienię śmierć któregoś dnia
nie w liczbie mnogiej
kiedy? nie wiem!
zatrzyma się czas
ziemskiej wędrówki
z nadzieją stanę
oko w oko
przed Bogiem
gotowa do podróży po niebie


Śmiertelni


Chorujemy na tę samą chorobę
zwaną życiem
niestety śmiertelną
oswojeni z codziennością
czekamy na świąteczny czas
chorujemy na tę samą chorobę
każdy inaczej
gdy nie pomagają probiotyki pracy
ratujemy się
morfiną miłości
bez bólu
tak cudownie znieczuleni
zasypiamy
w ramionach wieczności


Okulary

Rozmawiam i nie chcę zgubić wątku
przeszkadza mi twoje spojrzenie
przenikające do wnętrza
dlatego przymykam oczy
myślisz  że słońce
oślepia przed tą miłością
okulary
cudowny wynalazek człowieka
przydatne
gdy zaczyna się
zabawa w chowanego.
kątem oka
widzę inną kobietę
w ciemnych okularach
cierpiącą z bólu
były zbyt małe
by zakryć opuchliznę
tamta kobieta przeklina swój los
wkładając okulary
myśli że jest zbyt późno by odejść
albo  że gdziekolwiek pójdzie
i tak wróci do kata
taka jest jej miłość
skrwawiona posiniaczona toksyczna
myśli że będzie inaczej ...kiedyś
a jeśli gorzej?
bo Bóg daje taki krzyż
jaki można udźwignąć
czy zamieni okulary na maskę?
widzę bawiącą się dziewczynkę
w różowych okularach
wiatr pieści jej włosy
powiewa niebieska sukienka w kwiaty
taki mały promyk słońca
na ponurej ulicy
zaraźliwy śmiech udziela się
ta mała dziewczynka
zabiera mnie do lepszego świata
jest aniołem
zesłanym na chwilę
wracam do rozmowy
zdejmuję okulary
a gorzki łyk kawy przypomina
w jakim celu się z tobą spotkałam


Pan czy sługa?

Słońce budzi cię jasnym promieniem,
żegnasz się z nocną szarugą.
Myślisz co los przygotuje,
Czy będziesz dzisiaj panem czy sługą?

W życiu nic nigdy nie jest na zawsze,
Fakty  się determinują.
Gdy gramy w cudzym teatrze
To pan nieraz może stać się sługą.

Czasem musisz zawalczyć o siebie
Słowem, gestem lub maczugą.
Kłaniać  się, przyjąć honory,
Być czasem panem a czasem sługą.

Cokolwiek robisz gdziekolwiek żyjesz,
Jak długo mkniesz życia strugą.
Odpowiedz  tylko w swym sercu
Czy jesteś dzisiaj panem czy sługą?

Kiedy przepłyniesz ocean życia,
zmierzysz się z wieczną żeglugą.
Okaże się  nieistotne
Czy byłeś tutaj panem czy sługą?


Myśli

Nie potrafię ocenić słów
które wychodzą spod pióra
są myśli co przychodzą same
nie odpędzam ich
przyglądam się tęsknocie
niepokojom
podmuchom wiatru
promieniom słońca
rozwijam każdą
myśli jak czekoladkę
smakuję
są gorzkie i słodkie zarazem
migdałowe i pistacjowe
pachną miętą i wanilią
wspomnienie dzieciństwa
zawsze wzrusza

Podziękuj kropli wody

Beacie
podziękuj kropli  wody
gdy gasi pragnienie
to elementarne
pragniesz bowiem
tak wielu rzeczy
jednego pocałunku
bardziej
niż kromki  chleba
podziękuj najpierw wodzie
gdy spływa
po piersiach łonie
bezwstydnie
zaglądając  do wnętrza
potrzebujemy oczyszczenia
bo z brudu nienawiści
nic dobrego
nie może się zrodzić
podziękuj kropli wody
bez niej
nie byłoby oceanu


Dłonie
Miliony dłoni przez wszystkie lata
Na drodze życia spotykasz,
Są te przyjazne matki, siostry, brata
I te, z którymi nie chcesz się witać.
Ktoś ma na dłoniach serce otwarte,
Bo dobroć przebija przez skórę,
Takie dłonie są najwięcej warte,
Niestety tylko niektóre.
Dłonie matki, ojca przytulały
I błogosławiły na drogę
Te w życiu najwięcej mi dały,
Z szacunkiem całować je mogę.
Są dłonie, które zmieniają ciało,
Bo jeden dotyk wystarczy
By poczuć miłość doskonałą
I przestać o cokolwiek walczyć.
Dłonie na krzyżu przebite
W których się niebo zawiera,
W tych dłoniach
Jest całe moje życie-
To święte dłonie Zbawiciela


Oto człowiek…
Oto człowiek
Zachłysnął się kęsem mądrości,
Chce być najlepszym egzemplarzem
W kolekcji wszechświata,
Wpatrzony w siebie tak centralnie,
Że nie zauważa stojących obok.
Oto człowiek…
Pasujący do trendów mody
Dyspozycyjny dla wszystkich,
Tylko nie dla tych,
Którzy go kochają.
Oto człowiek…
Jak stary mannlicher
Podszyty kompleksem niższości
Wybucha, zamiast stać
Na straży godności,
Zatruty strzałą nienawiści
Kpi sobie z gniewu Galilejczyka.
Oto człowiek…
Patrząc na niego niestety
Nie powtórzę za Piłatem;
Nie znajduję w nim żadnej winy.


Byłeś
byłeś przez chwilę wszystkim
powietrzem
oddechem
wodospadem
czekaniem
spełnieniem
obłokiem szczęścia
nagle
motyle w brzuchu nie trzepocą
straciły barwę
choć mówią
że ćma to też motyl
podobny
tak już pozostanie
realne sensowne życie
wyliczone co do minuty normalności chwile
tylko dlatego
że nie mam odwagi być jak Julia


Nim zapieje
zanim zapieje kogut
nasze ręce rozplączą się
z miłości zostanie tylko ość
złamane serce jakoś sobie poradzi
z bólem cierpieniem niepewnością
zostawi miejsce rozsądkowi
gdzieś daleko mały chłopiec
rozbije szybę szklanego domu
nieprzyzwoicie bogaty dżentelmen
oddając piłkę stwierdzi
w końcu to tylko szyba
zanim zapieje kogut
zmienię kolor włosów
smutek zabierze mi kilka kilogramów
ktoś nie rozpozna we mnie
kiedyś znanej twarzy
znów bardziej anonimowa
bez wszystkiego kim byłam wczoraj
rozpocznę nowy dzień


Epitafium
Ani Brąglewicz
Non omnis moriar

to nie tak miało być ta przyjaźń miała się rozwinąć
nie dokończymy zaczętej rozmowy
zabrakło czasu nawet łzy nie chcą płynąć
nie wierzę że to życie skończyło się
jest w innym wymiarze
twoja dusza jest teraz wolna jak ptak
a moja wciąż pełna marzeń
i to nic że milczy telefon sms-y nie docierają
a kot nie może sobie znaleźć miejsca w domu
świat zamknięty między sztalugami
zawsze będzie ciebie przypominał
podążasz leśną alejką w kierunku kapliczki
z bukietem wrzosów w dłoni
milcząca
to nie tak miało być
ale czy nie jest tak
że gdy nie wiemy co powiedzieć
najbardziej kochamy


Jak co roku
Tak jak co roku biały stół i pachnie siano Jak co roku śpiewamy święta noc
Tak wyjątkowo smakuje karp i wciąż nas mało
Tylko puste miejsce mówi, że kogoś brak.
Jest tylko jeden taki dzień i jedna taka noc

Co by nie było cały rok czekamy, by opłatek wziąć
Spoglądać znów przez jego biel
Pomarzyć aby stał się cud
Tak jak co roku płynie pieśń
Jest najgłośniejsza cicha noc


Rozmowa z drzewami
wierzbo płacząca
uśmiechnij się czasem
bo nie do twarzy ci
we  łzach

brzozo przytul mnie
podaruj mi spokój
pozwól chwilę
przy tobie
postać

wielki rozłożysty dębie
nie wypominaj jabłoni
pierworodnego grzechu

bo któż z nas
jest bez winy


***
darowałeś mi powietrze
a w nim coraz mniej tlenu

darowałeś miłość
z ością w gardle

darowałeś człowieka
na obraz
już nie wiem kogo

darowałeś mi życie
tylko
nie mam czasu
by pożyć


***
przepraszam ciebie ziemio
ze pokryli betonem twoją powierzchnię
aby nam było wygodniej stąpać

nie dziw się  chmuro
że zimno jest pod twoją  pierzyną
i dlatego
wybieram koc

długie zimowe wieczory
wybaczcie mi że błogosławię
nadejście wiosny

przepraszam dzień
że podróżuję we śnie

nie martw się ziemio
niebo ma nad tobą kontrolę
i zawsze jest  niebieskie

maj 2011

***
kopciuszku zobacz świat jest piękny
dziś przemień piekło w raj
błagam nie czuj się odepchnięty
pięknie wyglądasz idź na bal
baw się przecież wiesz
książę zachwycony jest tobą
poeta pisze o tobie wiersz
jesteś balu ozdobą
zgubiony but należy do ciebie
nie pasuje na inną nogę
książę szuka długo i nie wie
że jesteś tuż za progiem

***
uciekam w cień od słońca
przed głupotą , która aż boli
przed drogą, co nie ma końca
przed samą sobą powoli
podobno bieg to zdrowie
byle dobiec do celu
byle nie zaszkodzić sobie
bo przed nami padło wielu
gdy ktoś mi podstawi nogę
podnoszę się, biegnę dalej
i już nie kłócę się z bogiem
jaki ma sens to bieganie


Przy  śniadaniu

piję kawę
jeszcze jedną nogą we śnie
odbicie lustrzane
zaskakujące
jak na porę dnia
pierwszy łyk
gorzki
ciepły
taki jak lubię

piję kawę
na dobry początek
dnia
czy koniec nocy
pierwszy
drugi
łyk

 

Please publish modules in offcanvas position.