Urodził się 17 stycznia 1954 roku. Absolwent Liceum Ekonomicznego w Mielcu. Wiele lat przepracował jako referent w PKS O/ Mielec. Zajmował się również działalnością kulturalną, współorganizując „Wieczory Poezji”, a także prowadząc kabaret „Gwint”, dla którego pisał teksty i muzykę. W latach 1990 – 2019 pełnił funkcję organisty w Parafii Trójcy Przenajświętszej w Mielcu.
Jako autor wierszy zadebiutował w 1997 roku w lokalnym tygodniku „Głos Mielecki”. Następnie publikował swe utwory w prasie lokalnej i ogólnopolskiej.
Przez pewien czas pisał również felietony do mieleckiego „Wizjera Regionalnego” pod wspólnym tytułem „Zderzenia z codziennością”. Jako członek mieleckiej grupy literackiej „Słowo” publikował swoje utwory w almanachach: „Z podróży na wyspy słowa” (Mielec 2007), „W rytmie słowa” (Mielec 2009), „Zanurzeni w słowie” (Mielec 2011), „Schowane między słowami” (2017) oraz w mieleckich rocznikach literackich „Artefakty”.
Był założycielem i kierownikiem zespołu wokalnego „Łódź Piotrowa”, dla którego pisał piosenki religijne i rozrywkowe.
W 2018 roku wydał książkę „Spotkania z panem Zygmuntem”, w której znalazły się opowiadania satyryczne oraz felietony.
Jest również autorem współczesnych kolęd i pastorałek, z których kilka opublikowanych zostało w śpiewniku „Czy wybrałeś już drogę” wydanym przez wydawnictwo Muzo w 2012 roku, a także w śpiewniku internetowym „Giszowiec”.
Po niedawnym przejściu na emeryturę miał wiele planów związanych zarówno z jego własną działalnością kulturalną jak też z Mielecką Grupą Literacką SŁOWO przy Towarzystwie Miłośników Ziemi Mieleckiej im. Władysława Szafera w Mielcu, której był długoletnim i bardzo aktywnym członkiem.
Ostatni Jego publiczny występ miał miejsce w dniu 18 września w Sali Audiowizualnej Miejskiej Biblioteki Publicznej Samorządowego Centrum Kultury, gdzie brał aktywny udział w niezwykle ciekawym spotkaniu poetycko-muzycznym „Dwa słowa w Słowie”, które sam wyreżyserował.
Przygotowywał się także do następnego spotkania poetycko-muzycznego zaplanowanego przez Mielecką Grupę Literacką SŁOWO na dzień 23 października br. Niestety Los nie pozwolił Mu na to i nie tylko na to. Nie zdążył też odebrać Dyplomu Uznania przyznanego Mu kilka dni temu przez Wicepremiera/Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP -Prof. Piotra Glińskiego, za zasługi na rzecz polskiej Kultury, którego uroczyste wręczenie zaplanowano na 9-go października 2022 roku.
Jan Robak zmarł 30.09.2022 roku.
Stare skrzypce po dziadku
Nie posprzątam mieszkania,
nie podleję dziś kwiatków,
lecz wyciągnę z kuferka
stare skrzypce po dziadku.
Rzucę okiem na pokój.
Klawiaturę wyszperam.
Do „a” dźwięku dostroję
właścicielkę strun czterech.
A gdy struny się będą
wciąż ze smyczkiem sprzeczały,
to domieszam do dźwięków
kalafonii łyk mały.
Potem zagram a vista
jak mój dziadek przed laty.
Duszę skrzypiec obudzę
tak jak wiosnę śpiew ptaków.
Smętne myśli wyrzucę
do folderu „Kosz” w głowie,
Walce, polki, oberki
ze mną będą dziś w zmowie.
Nie przeczytam gazety,
nie zapłacę podatku,
bo mi milszy świat dźwięków
starych skrzypiec po dziadku.
Jan Robak 3.03.2020
AUTOIRONIA
Popija piwo początek z końcem,
szkło cierpi w dłoniach.
A mnie na skrzydłach niesie ku słońcu
AUTOIRONIA.
Rzucają kości bezwzględni gracze,
pulsują skronie.
Mnie to nie rusza – ja mam w zanadrzu
AUTOIRONIĘ.
Gdy włos ostatni spadnie mi z głowy,
palić zabronią
- na randkę pójdę przez las majowy
z AUTOIRONIĄ.
A potem będzie wielkie gadanie
i ceremonia
- w białym welonie obok mnie stanie
AUTOIRONIA.
I spyta kumpel: Jak ty to robisz,
żeś w takiej formie?
- Kolego – powiem – ja mam za żonę
AUTOIRONIĘ!
Gruszki na wierzbie
Rosną gruszki na wierzbie.
Rosną pięknie i dziko
- obiecane, cacane
i na bakier z logiką.
Zerwać chciałbyś je nieraz.
Kształt ich kusi twe oko.
Lecz dosięgnąć nie możesz,
no bo rosną wysoko.
Pytasz, po co to drzewo,
co przyciąga jak bazar.
Potem milczy jak wielka
rozczarowań oaza.
Próżno łudzą się wszyscy,
co odeszli stąd z kwitkiem,
że splajtuje to drzewo
dla ludzkości z pożytkiem.
Nie powali go cyklon,
ani ziemi trzęsienie.
Bo ma wierzba z gruszkami
zbyt głębokie korzenie!
Jan Robak 31.03.2020
Ballada dwuzłotowa
Po chodniku raz turlało się dwa złote.
I o dziwo, wszyscy mieli nań ochotę.
Bo choć wartość raczej mierna krążka była,
niejednego chęć zdobycia go kusiła.
Jako pierwszy chciał dwa złote złapać uczeń,
co akurat dzisiaj z szóstej lekcji uciekł.
Lecz go ubiegł rozbawiony pięciolatek,
co zadziwić chciał swym sprytem swego tatę.
Ale gdy już miał dwa złote w swoich palcach,
to usłyszał drogowego łoskot walca,
który bardziej go niż krążek zaciekawił.
Pobiegł za nim, a dwa złote pozostawił.
Wtem się nagle napatoczył pies łaciaty.
Szczeknął w głos i chwycił krążek w swoje łapy.
Lecz zabrakło mu potrzebnej tu precyzji.
Puścił krążek, no i doszło do kolizji.
Bo zderzyło się dwa złote z tęgim gościem,
co się po nie schylić nie mógł, więc ze złości
kopnął krążek, ten przed siebie poszybował
i w okienku małym w kiosku wylądował.
Sprzedawczyni go złapała w lot jak piłkę
i zdziwiona zamyśliła się przez chwilkę.
To, co rzekła, niechaj zabrzmi jak puenta:
Fajne czasy - wpływ do kasy – brak klienta!
Jan Robak 29.03.2020
LIST BEZ ADRESU
Dziewczyno z pociągu Łódź – Kraków,
co mknął w noc kiedyś sierpniową,
szmat czasu zdejmij mi z karku
i bądź mą muzą na nowo.
Na ekran nie patrz – nie warto.
Ten film się urwał z choinki.
Ja w nim wciąż stara gram kartą,
gdzie dama dawno bez szminki.
A ty bądź sobą jak zawsze,
ty baw się, płacz i kokietuj.
I niech zazdroszczą pejzaże,
że jesteś muzą poety.
Bo już nie pora na ciszę.
Dni muszą brzmieć jak fanfary,
by wieczorami móc słyszeć
intymne szepty zegarów.
A wiersz ma siłę ogromną!
I ja mu wierzę jak dziecku,
że wrócisz, dziewczyno z pociągu,
choć list mój nie ma adresu.
miniaturki mieleckie
„ŁYSOL”
Tego dnia biomet był wyjątkowo niekorzystny. „Łysol” z trudem zwlókł się z łóżka i chwiejnym krokiem udał się do łazienki. Tu przemył twarz zimną wodą. Ten zabieg zwykle stawiał go na nogi, tym razem jednak niewiele mu pomógł. Nadal kręciło mu się w głowie i czuł się jakoś dziwnie ociężale.
- „Cholera, coraz gorzej ze mną” – pomyślał, przyglądając się w lustrze swej zmęczonej twarzy. Dwudniowy zarost w świetle żarówki potęgował jeszcze wrażenie.
„Łysol” sięgnął po pędzel do golenia, ale po chwili szybko odłożył go na miejsce. Machnął ręką i wyszedł z łazienki. W kuchni zapalił papierosa i zaczął szperać w lodówce. Niestety – jedyną rzeczą jaką tu znalazł – był słoik z przeterminowaną musztardą. Zrezygnowany usiadł przy stole i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili otrząsnął się z zadumy, ubrał się i wyszedł na miasto. Skierował się w stronę popularnego „blaszaka”. To był jego teren. Potrafił nieraz godzinami tu sterczeć, by uzbierać chociaż parę groszy.
Teraz też postanowił ostro zabrać się do „pracy”. Nie czekał długo. Wnet podjechał rowerem młody mężczyzna. Zostawił rower przed sklepem, sam zaś udał się na zakupy. Po dłuższej chwili wrócił i na bagażniku swojego roweru umieścił torbę z zakupami.
„Łysol” tylko na to czekał. Podszedł do mężczyzny i z przesadną nieco grzecznością oznajmił:
- Kierowniku, pilnowałem pańskiego roweru, żeby go kto nie zwinął. Odpal pan parę groszy...
Mężczyzna spojrzał na niego i bez słowa wręczył mu pięćdziesiąt złotych. „Łysol” aż usta otworzył ze zdumienia. Takiej sumy jeszcze od nikogo nie otrzymał. Mężczyzna tymczasem założył przeciwsłoneczne okulary i osłupiałemu „Łysolowi” wrzasnął do ucha:
- Jutro się żenię! Ciesz się pan razem ze mną!
Następnie wskoczył lekko na siodełko i odjechał. „Łysol” nie wiedział czy się śmiać, czy płakać. Swoim zwyczajem najpierw chuchnął na banknot, po czym schował go do tylnej kieszeni.
Pokręcił się jeszcze trochę przed „Błaszakiem”, ale tym razem – jak na złość - nie udało mu się „zarobić” ani grosza. Nie przejął się jednak tym zbytnio. Teraz myślał już tylko o dobrym obiedzie.
Wracając do domu, zorientował się w pewnym momencie, że właśnie minął siedzącą na chodniku staruszkę, trzymającą w ręce jakąś kartkę. Nigdy nie zwracał uwagi na tych, którzy – podobnie jak on – wyciągali rękę po pieniądze, teraz jednak jakaś wewnętrzna siła kazała mu zawrócić. Stanął przed staruszką i sam nie wiedząc kiedy, wyjął z kieszeni owe pięćdziesiąt złotych i włożył jej do pudełka.
- Bóg zapłać – wyszeptała i lekko się uśmiechnęła.
„Łysolowi” łzy spłynęły po policzku. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Chciał coś powiedzieć, ale ze ściśniętego gardła nie potrafił wydobyć żadnego słowa. Otarł więc ukradkiem łzy i ruszył dalej.
Gdy był już przed swoim blokiem, z okna czyjegoś mieszkania usłyszał głośną muzykę. Solista popularnego zespołu „Raz, dwa, trzy” śpiewał dobitnym głosem: „I tak warto żyć...”
- „I tak warto żyć” – powtórzył w myślach „Łysol”.
NIESPEŁNIENIA SĄ JAK CISZA
Niespełnienia są jak cisza,
która boli i przenika.
W niespełnieniach uwięziony
srebrnoszarych łez dotykam
Tu dzień ze mną gra na zwłokę,
nim się zwinie w kłębek czasu.
Chociaż idę, wciąż trwa „teraz”
- niespełniony kadr pasjansu.
Tu w milczeniu piję do dna
absolutną kolej rzeczy
i zazdroszczę tym, co wierzą,
że to „klin”, co z marzeń leczy.
A niespełnień cała gala
dumnie pierś swą pręży w locie,
bo choć we mnie tylko cisza,
wiersz się rodzi w czoła pocie!
NOCĄ W MIELCU, NA WIADUKCIE
Nocą w Mielcu, na wiadukcie
księżyc się zmęczony wspiera.
Lampy na zgarbionych słupach
bezszelestnie tną w pokera.
Nocą w Mielcu, pod wiaduktem
ktoś zapada w sen anielski.
A filarów obwolutę
wiatr samotnik z lekka pieści.
Nocą w Mielcu, pod wiaduktem
pociąg miażdży ziarnka ciszy...
Koncert na stalową nutę!
Przyjdź tu nocą – to usłyszysz.
Nocą w Mielcu, na wiadukcie
gwiazd sięgają zakochani.
Z dworca zegar figlarz uciekł
i szybuje nad dachami.
Nocą w Mielcu, przy wiadukcie
dopalają się powroty.
Z pętli zdarzeń senni ludzie
umykają w pejzaż złoty.
Nocą w Mielcu, nad wiaduktem
z parasolem się unoszę.
Deszcz zaprasza mnie na wódkę,
chociaż o nic go nie proszę
A gdy niefart mnie dopadnie
i zostanę w jednym bucie,
to zatańczę raz ostatni
nocą w Mielcu, na wiadukcie.
SUTANNA
sutanna
zawsze do mnie przemawia
milczeniem
swego koloru
sutanna
ma mnóstwo guzików
i jest zapięta
na ostatni guzik
chciałbym
aby moje życie
było zapięte
na ostatni guzik