Tomasz Pycior


Urodził się 30 stycznia 1941 roku w Trzcianie, w powiecie mieleckim. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Trzcianie w 1955 roku podjął naukę w Liceum Sztuk Plastycznych w Sędziszowie Małopolskim. Po ukończeniu drugiej klasy tejże szkoły powrócił do domu prowadzić gospodarstwo rodzinne. W 1960 roku rozpoczął pracę w WSK Mielec, a w 1967 roku zdał maturę w Technikum Mechanicznym dział budowy płatowca. W WSK Mielec pracował do 1980 roku, od 1987 rozpoczął pracę w Iglopolu w Trzcianie.

Pisanie wierszy to jego życiowa pasja, piszał wiersze, często satyryczne, ukazujące przywary otaczających go ludzi, także „wielkich” tego świata. W 2006 roku otrzymał wyróżnienie za wiersze „Tęsknota” i „Jeszcze Polska nie zginęła” w konkursie poetyckim w Tuszowie Narodowym „Ojczyzna to kraj dzieciństwa”, wyróżnienie w konkursie poetyckim ”Wola Mielecka w wierszu i opowiadaniach” za wiersz pt. ”Korzenie”, a w 2007 roku w regionalnym konkursie literackim „Strzeż mowy ojców strzeż ojców wiary” otrzymał wyróżnienie za wiersz „Pieśń o Matce Bożej”. 23 września 2009 roku w czytelni Gminnej Biblioteki Publicznej w Tuszowie Narodowym odbyła się promocja tomiku poezji "Zostawić ślad". Za swoje prace zdobył dwie nagrody, cztery wyróżnienia, oraz kilka listów gratulacyjnych i dyplomów.

Drukiem ukazało się 8 autorskich tomików poezji, w tym jeden z fraszkami i innymi drobnymi utworami poetyckimi: Zostawić ślad (2009 r.), Rymowane myśli i spostrzeżenia (2010 r.), Sens życia (2011 r.), Wesele na wsi (2011r.), Historia powstania parafii Trzcianie (2011 r.), Fraszki i inne igraszki (2014 r.), Barwy rzeczywistości (2014 r.), Z życia wzięte (2015).

Tomasz Pycior zmarł 11 czerwca 2025 roku, w wieku 84 lat.


Artykuły:
1. Zostawić ślad
2. Rymowane myśli i spostrzeżenia
3. Wesele na wsi
4. Sens życia
FILM
Promocja tomiku poezji Sens życia - cz.1
FILM
Promocja tomiku poezji Sens życia - cz.2

 


Tomasz Pycior Wesele na wsi , spektakl „Młody chce układać życie”
DK Grochowe 16.06.2013

link do filmu: http://youtu.be/K0F0IR4iqbU
montaż : Zbigniew Wicherski


WDZIĘCZNOŚĆ DZIECI

Siądź porozmawiać pomóż rodzicom ;
kiedy ? jak w pracy lub za granicą
kto z takim starym rozmawiać umie
przecie on życia dziś nie rozumie.

Nie ma komórki ni iternetu
o czym z nim gadać można człowieku
o dawnych czasach które nie wrócą
czy o nieszczęściach które zasmucą ?

W żadnym temacie nie mają racji
stary - to towar już po gwarancji
co się go trzyma choć to kosztuje
a on nie schodzi i zastępuje.

Dziś się to dziecko wszystkim zasłania
a gdzie jest wdzięczność, gdzie przykazania ?
gdzie wiara ojców Boża nauka
to jak ją wpoić, jak nikt nie słucha ?

Że żadna cnota dziś nie jest w cenie
stąd postępuje zezwierzęcenie
jak się utrzyma dłużej w tym stanie
to kanibalizm wkrótce nastanie.

Tomasz Pycior,  26.07.2015 r.


O PANIE (pieśń)

O Panie któryś jest nad nami
trudy naszego życia znasz
co dzień o pomoc Cię błagamy
zwracając w Twoją stronę twarz.

O usłysz Panie nasz błagalny głos
oddal nieszczęść i chorób od nas cios
by powróciła do nas siła
Zelżał nasz los.

A kiedy przyjdzie z tym światem rozstanie
swą dobrotliwą podaj dłoń.
Do serca swego przygarnij nas Panie
promieniem łaski ogrzej naszą skroń.

Zapomnij naszych myśli błędny tok
na miłosierdzie swoje skieruj wzrok
w dobroci swojej na wieczny czas
przygarnij nas.    

Tomasz Pycior     03.08.2015


CO MOŻNA

Co można zrobić jak się jest stary
jak nie działają już żadne czary
jak się nie rusza ręką czy nogą
jak już lekarze pomóc nie mogą.

No można usnuć taką riposte
że wezmę umrę lecz to nie proste
bo kto normalny sam sobie szkodzi
a zwłaszcza gdy śmierć doń nie przychodzi.

Jak się nic złego nie dzieje w głowie
choć pamięć sprawna tylko w połowie
nawet gdy sprawność znacznie podcięta
adres do domu dobrze pamięta.

Można z wszystkiego uczynić kpiny
można ciężarem być dla rodziny
można od dzieci doznać przykrości
no i krzywd wielu w swojej starości.

Można też złożyć grosików pare
zwiedzać krajobraz i miasta stare
szlakiem historii ruszyć po kraju
w każdym miesiącu nie tylko w maju.

Wszystko tak proste patrząc z daleka
a bliżej spojrzeć to temat rzeka
Tu nie dosłyszy, tam nie dowidzi
i własnych ruchów człowiek się wstydzi.

Więc można tylko wieczór i z rana
składając ręce w modłach do Pana
ocierać z łezki oczy, jagody
jagody wspominać jak to było się młodym.  

Tomasz Pycior      05.08.2015



WOŁAM DO CIEBIE PANIE

Skoro tylko wstaję z rana
natychmiast wołam do Pana
do mego Boga na niebie
i szukam go koło siebie.

Jak ubranie biorę na się
głos ze serca wyrywa się
niechaj będzie pochwalony
Jezus Chrystus Bóg wcielony.

Kiedy idę do Kościoła
serce od radości woła
niechaj będzie pochwalony
Jezus Chrystus Bóg wcielony.

Gdy na krzyżu ujrzę Pana
zaraz padam na kolana
usta me szepczą w pokorze
bądź pochwalon dobry Boże.

Kiedy w czasie podniesienia
z sercem pełnym uwielbienia
wznoszę wzrok swój i w pokorze
wielbię Ciebie dobry Boże.

A wieczorem dobry Boże
zanim sen me oczy zmorze
Dzięki Tobie czynię Panie
za Twe nade mną czuwanie.

Kiedy przyjdzie dobry Panie
moje z tym światem rozstanie
nie wypuść mnie z swej opieki
bym pozostał Twój na wieki.

Tomasz Pycior    19.08.2015



POLITYKA

Wszystko co dzisiaj człowiek dotyka
właściwie mówiąc to polityka.
Co będzie w kraju, w rolnictwie, sporcie
jest polityką w każdym resorcie.

Między partyjne o władzę spory
kto teraz wygra bliskie wybory,
kto tu premierem państwa zostanie,
komu powierzy lud zaufanie.

Jakich się zasad Prezydent ima
co obiecywał dziś nie dotrzyma
jak obietnice miałby sforsować
ile to wszystko będzie kosztować ?

Jak dziś rolnictwo wybawić z nędzy
skąd na to wszystko dostać pieniędzy
gdy straszna susza ten kraj dotknęła
a nawet banków nie ominęła.

A tu uchodźców pcha się tłum dziki
mało że z Syrii, jeszcze z Afryki
Przyjaźń sąsiedzka dziś się zachwiała
a w kraju wojna już rozgorzała.

Miało być miło i zgodnie właśnie
tę politykę niech piorun trzaśnie !
Nie ma pieniędzy , braknie nam chleba
Jeszcze nam tylko wojny potrzeba.

Do głowy myśli przychodzi mrowie :
Czy ten świat cały stanął na głowie ?
W rzekach brak wody - budujemy wały
czy mózgi też nam wyparowały ?

Tomasz Pycior    20.08.2015 r.

 


 

Uroki życia

Piękny ten świat, gdy w letnie dzionki
Słoneczko złotem lśni,
Gdy nad polami dzwonią skowronki,
Kocham to ja i ty.
Piękny, gdy w wieczór słońce zachodzi
Za góry i drzew konary,
Najdłuższy cień wraz z tobą chodzi
I budzą nocne mary.

Piękny, gdy w ciepłą noc gwiaździstą
Po niebie księżyc kroczy,
Gdy pierś twa chłonie woń drzew czystą,
A w niebo wlepiasz oczy.
Lecz najpiękniejszy jest o świcie,
Słowik się ze snu budzi,
Jak człowiek kocha, tchnie w nim życie,
Jest najszczęśliwszym z ludzi.

Urzeka wiosną, czaruje latem
I dziwi się jesienią.
Czy denerwuje cię zimą zatem?
Czy twe poglądy się mienią?
A gdyby jednak wszystkie pory życia
Przeżywać jednakowo,
I zawsze byłoby coś do odkrycia,
Brać życie nie nerwowo.

A zawsze kochać, zawsze rozumieć
Następstwa i przyczyny,
Może przebaczyć, przemilczeć umieć
Obrazę, potwarz, drwiny.
Stanowczą ręką trzymać na wodzach
Swe nerwy, uniesienia,
Większe wrażenie zrobisz na wrogach
I bliższyś pogodzenia.

Może ktoś przezwie cię flegmatykiem
Lub spyta, co masz z tego?
Lecz tyś równania jest grafikiem
I wzorem dla każdego.
Śpiewać nie będą ci w podzięce,
Nie licz na dziękowanie,
Czyste sumienie, czyste serce
Tobie za wszystko stanie.

04 listopada 1992 roku

 


Coś o sobie


Nie widziałem cudów świata,
Nie na dworach życiem wiódł.
Moje życie z wsią się splata,
A rzeźbił mnie znój i trud.

W wiejskiej chacie urodzony
Edukację z życiem brał.
W wiosce też szukałem żony,
Bym z nią wspólny język miał.

Miłość ziemi swej Ojczyzny
Z mlekiem matki dzieckiem ssał.
Jej boleści, rany, blizny
W swoim sercu zawszem miał.

Stąd ją kocham, jak swą matkę,
Wszakże matek miałem trzy:
Jedna rodzi, druga karmi,
Trzecia łask swych daje mi.

Matko Boża – mnie grzesznika
Nie odpychaj, strzeż i chroń.
Ja prostackie swoje życie
Składam w Twą Matczyną dłoń.

A na ziemskim tym padole
Póki duch się we mnie tli
Moje czyny, myśli, wolę,
Pozwól ofiarować Ci.

Niech przygarną twe ramiona
To, co u stóp składam Twych.
Moją muzą była żona
Natchnień dobrych i tych złych.

Życie moje już przygasa,
Jeszcze tli się ducha żar.
Jeszcze pisak w ręku hasa
I w tym właśnie życia czar.


22 listopada 2002 roku


. . .

Wiatr niesie radość w majowym powiewie,
A raben wdzięcznie kwili gdzieś na drzewie,
W którego cieniu ja chwilę usiadłem
I w taką oto zadumę popadłem.

Kraj bliski sercu stanął przed oczami,
Kraj oddzielony lądem i morzami.
Kraj, co był dla mnie gniazdem jak dla ptaka,
Kraj ukochany przez serce Polaka.

Tam moja matka, co mnie urodziła,
Tam moja ziemia, co mnie wykarmiła,
Tam moja żona krząta się u chatki,
W której zostały moje lube dziatki.

Rwany tęsknotą, żal mi duszę ściska,
Patrzę na ptaka – łza mi z oczu tryska.
Widać w nim radość, bo wesoło śpiewa,
A moje serce cierpi, ubolewa.

Szczęśliwe ptaszę, bo nie zna tęsknoty,
Nie zna uczucia żalu, ni zgryzoty.
Zawsze znajdzie wyjście jeśli jest w potrzebie,
A jak ma rodzinę, no to blisko siebie.

Wszystko to prawda, co dotyczy ptaka,
Prawda, że tęskni serce Polaka.
Nie każdy w życiu może być ptakiem,
Polakiem zrodzon – zostaniesz Polakiem.

Springfield, 23 maja 1981 roku


Krwią męczeńską spłynął Katyń

Nad Katyńskim lasem, mgła zawisła sroga.
Wśród mgieł krzyk, płacz, lament wznosi się do Boga.
Pośród dymu, huku, języków płomieni,
Ulatują dusze z ciał żywcem pieczeni.
A cóż to za straszna chwila, taka sroga?
To kwiat Polskich dzieci ze skargą do Boga.
Bo lat siedemdziesiąt ta ziemia zabrała,
Kwiat inteligencji, tu leżą ich ciała.
Dlatego, że wiernie przy Ojczyźnie tkwili,
Tu za nią swe życie w ofierze złożyli.
Dziś z hołdem wdzięczność ekipa zdążała
I ta katastrofa okrutna się stała.
Razem z Prezydentem, senat i posłowie,
Najważniejszych działów, władz polskich szefowie.

Kilku generałów, księża i biskupi,
Zestaw polskich mózgów ten samolot skupił.
Był były prezydent Kaczorowski, który
Tu w czterdziestym roku sam uniknął kuli.
I ci, dzięki którym kraj wszedł do wolności,
A także legendy tej Solidarności.
Przed siedemdziesięciu laty, zbrodnia tu spełniona,
Która jeszcze dotąd, nie jest rozliczona.
Dziś znowu tę ziemię Polska krew zrosiła,
Tragedia, ten biedny lud osierociła.
O biedna kraino, gdyby ci Rodacy,
Co za Ciebie giną, wzięli się do pracy
I po garstce ziemi z Ojczyzny zabrali,
Toby dłońmi swymi Polskę usypali.

I znów Zygmunta dzwon poniósł smutny ton,
To wielkich ludzi zgon swym jękiem głosił on.
Wspomnienia nie starte łez potoku warte.
W dniu niezapomnianym, Papież był chowany.
A ile takich dni w pamięci naszej tkwi?
Lotnictwa polskiego kwiat, tragicznie na ziemię spadł.
Tyle nieszczęść, krzyżów zda się,
Spadło na nas w krótkim czasie.
Czy nie znak do dla nas nakazany z nieba,
Że nam się pod krzyżem zjednoczyć potrzeba.
Bo tylko pod krzyżem tylko pod tym znakiem,
Polska jest Polską, a Polak Polakiem.
Że czas skończyć kłótnię, niesnaski i spory,
Bo nadszedł czas próby, smutku i pokory.
A któż nas przed zgubą sieroty uchroni?
Chyba Matka Boża! Wołajmy więc do Niej.

Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas.
Matko pociesz, bo płaczemy.
Matko prowadź bo giniemy.
Ucz nas kochać, choć w cierpieniu,
Ucz nas cierpieć, lecz w milczeniu..

10.04.2010r.

 


SMOLEŃSK

Nad smoleńskim lasem wielka łuna świeci
To w tym ogniu giną nasze polskie dzieci.
Wnętrze samolotu gdy w ogniu stanęło
Jakby je na ziemi piekło ogarnęło.

Do pasa lotniska sekund brakowało,
Kiedy to potworne nieszczęście się stało.
Właśnie lewym skrzydłem o drzewo zahaczył
I jak ranny orzeł sterowność utracił.

Cielsko samolotu z ziemią się spotkało,
Przy takiej szybkości w proch się rozleciało.
Wewnątrz nastąpiła tam śmiertelna trwoga,
Bo w ogniu znalazła się cała załoga.

Nikt z tej katastrofy nie pozostał żywy
I cudu nie było, tylko szok prawdziwy.
Choć wiele wypadków lotniczych już było,
Nieszczęście tej miary pierwsze się zdarzyło.

By dwóch prezydentów i z jednego kraju
Choć różnica wieku wraz poszli do raju.
Dziesięć najgłówniejszych w armii generałów
I przedstawicieli ważnych w Polsce działów.

Trzech wicemarszałków i trzech senatorów,
Piętnastu posłów, kilku członków BOR-u,
Biskupi, kapłani też dziesiątek bity,
Lekarze i bliscy z prezydenckiej świty.

Kwiat inteligencji, kadra doświadczona
Cały ciężar państwa był na ich ramionach.
Przed siedemdziesięciu laty kiedy tu zginęła
Tak i teraz męczeńską krwią ziemia spłynęła.

O nieludzka ziemio! Polską krwią zroszona;
Tyś szczątkami Polaków na wskroś przesycona.
Tyś okupem największym za wolność. Płacona
Jeszcze po siedemdziesięciu latach odnowiona.

Ci, co na miejsce kaźni swych ojców jechali,
Po raz drugi od Ciebie takich zdrad doznali.
Tyś już własnością Polski, polską krwią kupiona,
Bo od tej krwi polskiej – tyś sama czerwona.

Logicznego brak tu jest uzasadnienia;
Jaki cel ta tragedia miała do spełnienia?
Czy aż takiego wstrząsu trzeba było,
By polską krzywdę reszta świata zobaczyło?

A może to przestroga dla tych, co zostali,
By szkalowania innych wreszcie zaprzestali.
By jak misję traktować poselskie mandaty
Nie gryźć się o stołki, jak psy o ochłapy.

Niech pamięta Polak; Polka go zrodziła
I że polska ziemia jego wykarmiła.
Niech dług swój z honorem swej Ojczyźnie spłaci
A wtenczas będziemy silni i bogaci.

11.04.2010 r.


Kruchość życia

Jak się coś zaczyna, kiedyś skończyć musi.
Tu historię życia też poruszyć kusi.
Niewinnie poczęte, a walczy o życie.
Chce prawa do niego potwierdzić niezbicie.

Choć z pomocą innych, jakoś stawia kroki.
Z latami wyruszy sam w ten świat szeroki.
Musi tylko nabrać pewności i wiary,
Żeby poznać życia tajniki i czary.

Niełatwa to sprawa, twierdzę jak tu stoję,
Wiedzieć jak pokonać trudności i znoje.
Bo taka jest prawda o życiu niestety,
W większości zależne właśnie od kobiety.

Są jednak przypadki, a jest ich niemało
Od płci niezależnie cierpi każde ciało.
Czy to przez chorobę, samotność, rozstanie,
W końcu nie przewidzi nikt, kiedy nastanie.

Słuszną nazwą tego będzie przemijanie.
Żal, smutek niosące, to jest to rozstanie.
W większości, to każdy ma kogoś bliskiego,
Który w jakiś sposób przystaje do niego.

Kocha, przywiązuje, dzieli wspólne trudy,
Jada z jednej miski, pierze wspólne brudy.
Aż tu w jakimś czasie coś złego się stało,
Z niezależnych przyczyn jedno pozostało.

I bez pożegnania, bez jednego słowa,
Odszedł i to życie trza kleić od nowa.
Ile wtenczas żalu, ile łez wylanych,
Ile słów zostało niewypowiedzianych.

Prac niedokończonych i spraw niezamkniętych
Ile planowanych, nawet niezaczętych.
Ile bliskich zostało, że nie pomnę dzieci
On odszedł! Niech mu Światłość Wiekuista świeci.

Jeszcze jak dane mu było się nacieszyć życiem;
A jak młody, co mówić? Że stąd odszedł z niczym.
Odszedł, po nim kamień grobowy zostaje.
Zostałem przy życiu do myślenia daje.

Że wszystko, co tutaj zgromadzić się dało,
Dalej za nim nie pójdzie. Na ziemi zostało.
Że nie dobra zdobyte są dla Boga tronu
Lecz dla dobra duszy trzeba spuścić z tonu.

Dla żywych, tylko wspomnieć pozostało,
Że odchodzi człowiek, jakich bywa mało.
I że próżni po nim zastąpić nie sposób
Bo nie ma na ziemi identycznych osób.

14.04.2010 r.


O śmiechu prawie wszystko

Choćby rodzina na mnie się wściekła,
Cała publiczność mnie się wyrzekła,
Albo pół świata stało na głowie –
Nikt nie zaprzeczy, że śmiech to zdrowie!

Śmieją się dzieci, śmieją się młodzi,
Śmieją się starzy, bo co im szkodzi,
Śmieją się ludy i śmieją rody,
Kiedy do śmiechu znajdą powody.

Śmiejmy się szczerze z żartów, kawałów,
Śmiejmy się z pysznych i ideałów,
Z niewinnych figlów, udanej psoty
I z polityków, i ich głupoty.

Śmiejmy się z biedy i beznadziei,
Z błaznów, krętaczy i ze złodziei,
Z tych, co by chcieli, ale nie mogą,
Z tych, co nie dadzą przejść życia drogą.

Śmiech bywa słodki, szczery, naiwny,
Chytry, zgorzkniały i całkiem dziwny,
Kapryśny, kwaśny czy hałaśliwy,
Ładny i brzydki lub urągliwy.

Według odczucia lub też przyczyny,
Różne w uśmiechu stroimy miny.
Nawet nie zawsze wie o tym głowa
Jak się w uśmiechu buzia zachowa.

Najcudowniejszy jest uśmiech dzieci.
W źrenicach szczęścia iskierka świeci,
Czasem przez łzę, jakby z nadzieją,
Że starsi uśmiech ten zrozumieją.

Drugi, od młodej pary wysłany,
Jest dziwnym szczęściem nacechowany,
Niczym anielski, tak chciało by się
Jego zachować na całe życie.

Trzeci, dobroci – mądrej, dojrzałej,
Co daje spokój ludzkości całej.
Ma wyciszenie i ukojenie,
Tak pożądany niczym zbawienie.

Jest jeszcze uśmiech od reszty inny,
Taki na czasie – tolerancyjny.
Ja z niego śmieję się ust kącikiem,
Bo każdy uśmiech – jest odprężnikiem.

07 marca 1996 roku

 


Pies i kot

Na podwórku, gdzieś pod płotem,
Młody pies bawił się z kotem.

A miła to była zabawa:
Podskoki, koziołki, ucieczka, obława.

Sam styl tej zabawy, ten zapał uparty
Wskazywał na przemiłe obustronne żarty,

Że patrząc się nań z boku tak by się zdawało,
Że uczucie przyjaźni wiecznie będzie trwało.

Aż tu przy jednym z wywrotów mocniej przyduszony
Zamiauczał z bólu kocur dziwnie napuszony

I wystawił pazury, będąc w gniewu sztosie,
Drapnął nimi boleśnie psa po miękkim nosie.

Pies – by nie być dłużny fałszywemu kotu
Warknął, kłami błysnął, odwrócił sierść grzbietu

I już miał kłapnąć kota goniąc za nim w lewo,
Lecz ten zdążył już dopaść tam rosnące drzewo.

I z kocią zręcznością wspiął się nań szczęśliwie,
Tylko pies został pod drzewem szczekając zjadliwie.

Odtąd o skłóconych powiadali potem,
Że niejeden z niejednym żyją jak pies z kotem.

Stąd przysłowie bardzo stare:
„Każdy żart ma swoją miarę”.

04 lutego 1979 roku


Jak postrzegam świat

Już od wielu, wielu lat
Kocham życie i ten świat.

Świat dziecięcy, świat młodzieńczy,
Co się zawsze do mnie wdzięczy.

Podziwiałem świat dojrzały,
Był ciekawy i wspaniały,

Tajemniczy i nieznany,
Poznawany, odkrywany.

Żyłem w nim i w nim żem tkwił,
Bo ten świat – mym światem był.

W każdej chwili, w każdej porze,
W świt, skwar, mrok czy zmierzchu zorze,

Czy to w upał, deszcz czy mróz
Podobał mi się i już.

Podziwiam Twe dzieło Boże,
Piękniejszego być nie może.

02 czerwca 2001 roku

 


 

Westchnienie do Boga

Kiedy się budzę, kiedy wstaję z rana,
Nim zwykłą zacznę pracę,
Najpierw uklęknę i wołam do Pana.
Modlitwą ten dzień zacznę.

Dziękuję Bogu za to, że przeżyłem,
Że jeszcze dach mam nad głową,
Że żadnej klęski sam nie doświadczyłem,
Że szczęście i dostatek jest moją połową.

Kiedy w południe jękną głośno dzwony,
Zadumam się, westchnę może,
A myśl dziękczynna biegnie w nieba strony,
Z Twojej woli żyję Boże!

Po dniu całym spracowany
Nim odpocząć się położę,
Na kolanach, zatroskany,
Tobie dzięki czynię, Boże.

Za to słońce, co tak grzało,
Za ten wiatr, co wiał na pola,
Że mi się pracować chciało,
Za to, że chleb rodzi rola.

Za to, co się dziś zdarzyło,
Za ten piękny śpiew skowronka,
Za wszystko, co mnie cieszyło,
Za kwiat, co wyrasta z pąka.

Za wstające ranne zorze,
Za zmierzch, co zapadł za słońcem,
Wszystko Ty mi dajesz Boże,
Tyś początkiem mym i końcem.

05 lipca 1993 roku


PIOSENKA O PAPIEŻU POLAKU
Na melodię: Góralu, czy ci nie żal

Raz w Polsce Papież się zrodził,
Co po polskich górach chodził.
I lubił pływać kajakiem
I wędrówki górskim szlakiem.

Ref. A zawsze mu było żal
tych polskich gór i tych hal. (bis)

Kochał on młodzież i dziatki
I dróżki polne i kwiatki.
I chaty wiejskie rozsiane,
I dachy na nich słomiane.

Ref. I piosnki, co śpiewał bór,
I echo, co niosło wtór. (bis)


DLA UCZCZENIA PAMIĘCI NAJWIĘKSZEGO Z POLAKÓW, KAROLA WOJTYŁŁY
Na melodię Zapada zmierzch

Wśród wszystkich nazwisk otoczonych sławą,
Autorytetów świata, wielkich serc,
Choć wielu z nich tkwi pod polską buławą,
To Papież Polak najsławniejszym jest.
Z skromności swej i z dużej wiedzy znany
Przez cały świat naukę niesie swą.
Za prawość ducha WIELKIM mianowany,
W obliczu śmierci niesie godność tą.
A kiedy stawał przed obliczem Pana,
żeby rachunek z ziemskiej misji zdać,
Świat się pogrążył w modłach na kolanach,
By za nim prosić Boga – i żegnać.
I prawie wszystkie państwa i narody
Oddały Jemu szacunek i cześć!!!
Pod kątem tym historia nie zna zgody,
Aby któremu władcy taką nieść.
Niech sława cnoty Jego nie zaginie,
I niech przez wieki pośród wiernych trwa.
Czysta – jak myśl, co z głębi serca płynie,
A w trudnych chwilach niech nam przykład da.

 


Pogrzeb śp. ks.Prałata Michała Winiarza

Smutno dzwony zabiły.
Jęk, płacz słychać w ich glosie!
To z żalu, że do mogiły
Ten, co powołał je poszedł.

Ten, co im tu miejsce zgotował
Co stworzyć je kazał i ochrzcił.
Co bogu świątynie zbudował
I z ludu uczynił kościół.

Ten, co w służbie Boga
Przez lat sześćdziesiąt pięć stawał
Wiernym wskazywał, gdzie doga
I dobry przykład dawał.

Ten, co chrzcił nasze dzieci,
Uczył życia i wiary.
Co łączył sakramentem
I błogosławił pary.

Ten, co w ostatniej chwili
Z Wiatykiem i pociechą
Szedł - nie raz pieszo gdzie żyli
W wiejskich chałupach pod szczechą.

Nie bacząc na pogodę
Jaka na dworze się działa
Prowadził w ostatnią drogę
Swoich parafian ciała.

Dziś Jego powołał Pan Bóg
Kiedy wiekiem strudzony
By wedle Jego zasług
Był dobrze nagrodzony.

Żegnamy Cię Ojcze kochany
I polecamy Cię Bogu
My Twoje sieroty ze Trzciany
Bo Tyś już na Boskim progu.

Dziękujemy serdecznie
Za lat pięćdziesiąt z nami
O pokój Twej duszy wiecznie
My dziś prosimy ze łzami.

Przyjmij Panie sługę godnego
Twego Boskiego wejrzenia
Weź do Królestwa swego
Wiernego do ostatniego tchnienia.

 


Życie na kredycie

Podpatrzyłem kiedyś kilku emerytów,
Jak robili zakup za wpis do zeszytu.
A co najciekawsze, śmieszne - może wiecie?
Każdy miał swą stronę niczym w Internecie.

I każdy do pełna torbę naładował,
Jak coś nie wchodziło, w reklamówkę schował.
Potem tylko palcem na zeszyt pokazał
I sprzedawca wpisał, i się nie obrażał.

I spokojnie czekał aż do rent wypłaty,
A czasem i dłużej, dzieląc dług na raty.
Pomyślałem: małe są emerytury
I nie można żyć za nie płacąc z góry.

Ale szlak mnie trafił - wiecie, rozumiecie,
Przecież żyć nie można wiecznie na kredycie!
Ten budżet co bierze, trzeba rozplanować,
By żyć na bieżąco, a nie wciąż borgować.

Biednych można dziś spotkać w każdym narodzie,
Ale wiele z nich z własnej winy jest o głodzie.
A żeby oddać całą prawdę bez obciachu,
To wieku na własne życzenie nie ma swego dachu.


Zegar życia.

Wieczór nastał głęboki
Słońce dawno już zaszło
Ciemnych chmurek obłoki
Skryły wioskę i miasto.

Za ich firany ukryty
Piękny nieba firmament
Świat cały w mrok spowity,
Widać w powietrzu zamęt.

Tylko śniegowe płatki
Cicho lecą na ziemię
0 różnych wzorach łatki
Na chmurkach zima drzemie.

A ja siedzę przy oknie.
Cisza w uszach mi dzwoni,
I rozważam samotnie,
Jak to życie czas goni.

Co tylko minęła wiosna
Latem byliśmy młodzi
Już mija jesień radosna
I zima życia nadchodzi.

I jakoś tak posmutniało,
Radości brak powodu.
Jakiś wewnętrzny głos woła,
By się zbierać do odchodu.

I tylko zegar uparty
Jak bomba cicho tyka.
Był świat przed nami otwarty,
Ale już się zamyka.


STAROŚĆ

Piękne życie jest młodemu.
Lecz nie takie dorosłemu.
A na pewno - nie wiem, czemu,
Takie przykre jest staremu.

Mówię nie wiem, lecz zgaduje;
W tym, co stare - coś się psuje
I usterek nie wyliczy,
Czego kolwiek to dotyczy.

Bo człowiek, to też maszyna,
Co na starość się zacina.
Zda się, że w porządku z głową,
Traci zdolność przepustową.

Słabnie pamięć, słuch i oko,
Nie podskoczy już wysoko,
Bo mięśnie ponaciągane,
A stawy powybijane.

Twarz blednie, a glos gdzieś znika,
Podobny do nieboszczyka.
Postać zgięta, no, bo chora
I przypomina upiora.

Palce krzywią się jak szpony.
Co raz rzadziej ogolony.
Mało siwy -jeszcze łysy
I co raz mniej zjada z misy.

Spać nie może, leży wiele.
Co raz częściej jest w kościele
I do Boga oczy wznosi,
O lekką śmierć dla się prosi.

A kysz! Myśli moje czarne.
Czemu życie takie marne?
Nie wiem, z jakiego powodu,
Nie jest takie, jak za młodu.


Urodzony 16.05.1989 roku w Suchej Beskidzkiej. Dorastał w malowniczej Zawoi leżącej u stóp Królowej Beskidów Babiej Góry.
Jest absolwentem studiów licencjackich na kierunku Historia na Uniwersytecie Rzeszowskim podczas których poznał swoją żonę - członkinię Klubu Środowisk Twórczych - Przecławiankę i  malarkę Annę Wójcik-Kobiela. Studia magisterskie kontynuował na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Ukończył również na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie studia menedżerskie MBA oraz studia podyplomowe na Uniwersytecie Rzeszowskim z zakresu Ubezpieczeń Społecznych. Obecnie kończy studia z zakresu Zarządzania Kulturą w Wyższej Szkole Kształcenia Zawodowego we Wrocławiu. Od 2015 roku był mieszkańcem Przecławia a od 2018 roku wraz z rodziną – żoną i dwójką synów Aleksandrem i Janem mieszka w malowniczym Zaborczu otoczonym bogatymi walorami lokalnej przyrody. Zaborcze jest rodzinną miejscowością cenionego poety ludowego Stanisława Harli, którego grób znajduje się na cmentarzu w Rzochowie.
W latach 2014-2015 Daniel Kobiela pełnił funkcję Kierownika Instytucji Kultury Centrum Górskiego Korona Ziemi w Zawoi.
Od 2016 roku jest pracownikiem Inspektoratu ZUS w Mielcu.
W swoich wierszach inspiruje się twórczością różnych poetów choć nie ukrywa, że najbliżsi jego sercu są mistrzowie pióra różnych epok i szerokości geograficznych m.in.  Konstandinos Kawafis, Roman Brandstaetter, Charles Bukowski i Zbigniew Herbert.

 


Pokolenie
Przypadła mi niewdzięczna rola skryby i depozytariusza pełzającej zagłady
trzecie milenium stworzyło pokolenie ludzi umarłych
udawadniających z rozpaczą sens swej konsumpcyjnej egzystencji
omijamy z mozołem swoje dawne świątynie
a te które pozostały zupełnie puste przerobiliśmy
na wyszukane galerie sztuki i niewyszukane dyskoteki
do osób wierzących niepraktykujących z końca wieku drugiej apokalipsy
dołączyła generacja pobożnych ateistów
którzy modlą się już tylko z przyzwyczajenia i dla zachowania
dobrych manier wyniesionych z dzieciństwa

Zapisano nas do dwóch wrogich frakcji politycznych głównego nurtu
kilka innych pozostałych daje nam iluzoryczne poczucie trwania
w dogorywającej i kulejącej demokracji
już nikt z nas nie woła piersią ognistą Hannibal ad portas
słownik współczesnej dyplomacji nie zna pojęcia wroga
wszystko jest kwestią ceny i odpowiedniej narracji
pozostali już tylko byli i potencjalni kontrahenci

Miłość zastąpiliśmy wczasami w Dubaju i Zanzibarze
jedzeniem sushi na mieście, botoxem i niezobowiązującą kamasutrą
naszym kubkom smakowym nie odpowiada już kawior bordeaux i ośmiorniczki
więc zaczęliśmy zjadać siebie nawzajem
Święty węzeł małżeński wyparliśmy umową na okres próbny
żyjemy razem i jednocześnie osobno - rozmawiając ze sobą monologami
zamiast dzieci na początku XXI wieku rodzą się nam pieski, kotki
rzadziej chomiki i papugi – wszystko wedle uznania i preferencji
nieliczne ludzkie dzieci które przychodzą na świat
cechują się wadami genetycznymi:
mają zaburzony zmysł węchu – nie czując zupełnie zapachu
jabłoni ani gruszy a nawet woni cytrusów vide pomarańczy
wzrok mają również otępiały – ograniczony do jednego metra
w hipnotyzującym kontemplowaniu elektronicznego szkiełka
nie dostrzegają  już nad głowami płynących na niebie okrętów
czy ryczących złowrogo w kłębach obłoków smoków i tygrysów
nogi za to mają o dziwo nienaturalnie mocne – sztywne w kolanach
nie uginają się już przed Arką Przymieża i Tabernaculum,
ćwiczone i przeznaczone do wyższych celów –
maratonu kłamstw i nieustającego wyścigu szczurów

W pogoni za uznaniem w oczach świata zaciągnęliśmy pożyczki
we frankach i innych szeklach – kupiliśmy za nie luksusowe dobra i drogę na skróty
nieświadomi że przyjdzie za nie płacić czasem, który nie zna pojęcia waluty ani wakacji kredytowych
nie wierzymy już w Boga bo sami sobie jesteśmy muzami i herosami
do czasu złamania pierwszego paznokcia, rozbitego kolana czy śmierci
która jak zwykle bezczelna przyszła znienacka – za wcześnie, nieproszona i nieplanowana

Przerażeni swoją boskością i bylejakością otwieramy pospiesznie granice naszego Psychopolis wysyłając najlepszych laufrów i ambasadorów umęczonej cywilizacji
w poszukiwaniu Barbarzyńców z płomienną nadzieją w sercach, że nauczą nas oni
OD NOWA:

Wierzyć prawdziwie, Kochać bezinteresownie, chodzić boso po zielonej trawie, puszczać kaczki na wodzie, obserwować gwiazdy – i co najważniejsze rodzić zdrowe dzieci które będą wydawać na świat kolejne pokolenia.

Pytanie – kto ocali nasze P O K O L E N I E jeżeli okaże się że prawdziwych Barbarzyńców już nie ma...

Daniel Kobiela


Maskarada
Maskarada - witam w teatrze lalek
Theatrum Mundi karnawał bajek
umieram lecąc na karuzeli własnych myśli
jestem głuchy lecz w moich uszach
rozchodzi się dźwięk tajemniczej pozytywki
Otwieram bramy piekła
by szukać wśród potępionych swojego nieba
rozpływam się w krainie ciemności i nienawiści
jakże dobrze jest zasypiać w kotle własnego cierpienia


Do Człowieka
Człowieku, który jak niespokojny żeglarz rzucany jesteś każdego dnia na niezbadane oceany, pomimo trudu i ryzyka nie wypatrujesz lądu – swej przystani.
I chociaż czasami dobijasz do różnych portów, kolekcjonując przyziemne przedmioty, są to tylko jednak rzeczy, lecz twe oczy kierują swój wzrok do błękitnych fal niosących kolejny rozdział batalii życia.
Na wodzie jesteś jak Odys, nieraz toniesz wraz ze swym statkiem zanurzając się w głębinach swej herezji, kpiąc z Posejdona, kpiąc z bogów, pozostając dumnym w całej swej niedoskonałości z bycia człowiekiem.
I chociaż czasami wątpisz, płacząc i krzycząc, zagryzając swe wargi, rozlewasz czerwoną farbę, która jest miernikiem twego istnienia, to jednak wiesz, że jutro będzie nowy rejs, nowa powódź uczuć, burza namiętności, karuzela fal, na której będziesz jechać i znów beztrosko się uśmiechać…
A gdy rozwiniesz żagle swego statku po raz ostatni i wyruszysz w swój ostateczny rejs – zatrzymaj się i posłuchaj ciszy jak krzyczy, deszczu który szepcze i słońca, które przez tyle dni przytulało Cię do swego serca…

Anatewka
W mojej Anatewce mam wszystko czego potrzebuję
Tam za rogiem moja synagoga z krzyżem nad dachami góruje
Tam piekarz tam stolarz tam rzeźnik sklep swój posiada
Tam cham tam pan tam wśród wielu głów z rabinem w koloratce narada
I mój pogarbiony los po wzgórzach zielonych się błąka
Tam wszystko piękne i czas leniwy tylko strach przed słowem rozłąka
Czy to śpiew czy płacz nie ma znaczenia wszystko w okrąg wpisane
Tak z dziada pradziada na ziemi tej pięknej  i strasznej od Jahwe nam dane
Gość w naszej izbie zawsze może swój cień zagubiony schronić
Choć bieda, bogactwem przy stole obce usta nakarmić i spragnionego napoić
Tak mówi Tora tak mówi rabin tylko czasem zamyślenie
Pytania do Adonai, czekanie na eden i wieczne zdumienie
Mówią że ziemia od Pana nam dana i owoc jej nam dedykowany
A tu kamień i ziemia twarda i duch w trudach pracy zahartowany
Pod welonem szczęścia Szalom Alejhem w łzach niewiasty schowany
I ostatni kadisz za przyjaciela w szczęśliwej niedoli nad kwadratem jego snu oddany
A gdy powiedzą Ci że dom Twój dla Ciebie za ciasny i ściany jego rewolucją przyodziane
Wbrew żebraczym bogaczom królom carom cesarzom niech Twoje dzieci krwią nie będą skalane
Opuść czym prędzej ziemię tą którą z nienawiścią umiłowałeś
Byś odnalazł Izrael takim jakim przez całe życie w swym sercu go pielęgnowałeś
 Moja Anatewka…
26.09.2014 r.


Inwokacja
Towarzyszu istnienia, który otwierasz swe oczy zaślepiony promieniami słońca, mrugając jak kogut swymi skrzydłami, starasz się zapomnieć  o tym, że posiadasz skrzydła. Pędzisz autostradą życia, zmierzając pod prąd na hulajnodze, plując przeznaczeniu w twarz. Czasami tylko znajdujesz przystań zbaczając z autostrady do ogrodu pełnego zmysłów, zrywając mordujesz najpiękniejsze kwiaty swej poezji. Krzyczysz niczym Achilles na polu swej chwały i porażki. Jak Syzyf pchasz kamień zwany poronioną ambicją. Ile razy byłeś tu Hektorem a ile razy Achillesem…? Ile razy byłeś tu bogiem a ile razy człowiekiem…? Któż jeszcze pamięta jak nie ty co to znaczy być bohaterem w krainie emocjonalnych tchórzy, zdegustowanych gustów, wyciągając środkowy palec ze złamanym paznokciem osieroconych aspiracji. O muzy! Czemu milczycie kiedy płacze serce poety! Natchnijcie jego duszę, rozpalcie pochodnię jego zmysłów, całując go w przeklęte usta, zostawiając go ostatni raz zimnego bezdechu w świątyni natchnionych wersów…


Melancholia
Spójrz, zatrzymaj się, posłuchaj
Ten spektakl, ten aktor, ta muzyka
Nie śmiej się, proszę Cię nie płacz,
Wstań, usiądź, połóż się,
Nie wzdychaj, proszę Cię nie stękaj,
Zrozum, że tego nie zrozumiesz,
Wybacz choć nie potrzebuje wybaczenia,
Nie krzycz, mów szeptem,
Tak delikatnie, subtelnie,
Mordując moje marzenia,
Kochaj nienawiść bo to również uczucie,
Spójrz jeszcze raz w oczy szaleńca,
Posłuchaj melodii jego serca,
Kto jest autorem tego wiersza - Poeta?
Czy spróbowałaś dostrzec w nim choć raz zwykłego człowieka...?


W pociągu
W pociągu na trasie do dojrzałości
Tak bardzo boli z każdym pokonanym dystansem
Dystans nabierany do siebie
Kolejna zmarszczka na pomarszczonym życiorysie
Poprzecinanym bliznami błędów nie do końca zabliźnionych
Ale za to bliskich jak bliźni bliźniemu
Widok za oknem już nie surrealistyczny
Ale jakiś zwyklejszy – realistyczny?
Myśli bardziej przyziemne…
Poukładane, kalkulowane – pociąg staje?
Wysiadka – koniec podróży – ostatni peron?
A myślałem, że ta podróż się tak bardzo dłuży…
Bilet Green Hill – Los Angeles zjadły mole w kaftanach bezpieczeństwa


Przystanek miejski
Przystanek, sklepik, poproszę bilet
Przechodziłem obok wbijając wzrok
W osobę wymawiającą cicho – studencki
Czarny płaszcz, grzywka spadająca na oczy,
Długie, martwe, pełne życia włosy
Stałem z bagażem doświadczeń
Tuż obok, na wyciągnięcie ręki,
Dawno – już nigdy, aż tak blisko, daleko.
Do dziś pytam się dlaczego?
Stojąc osobno, razem w czarnym płaszczu,
Z włosami tańczącymi na wietrze,
Pozwoliłem kupić jej bilet i wykrzyczałem szeptem…
Studencki raz jeszcze.
Autobus odjechał ze skasowanym biletem.

******
Zapomniałem żeby pamiętać
Chciałem kupić bezcenne
Dostałem kwitek w postaci żegnaj
Zrozumiałem że nic nie rozumiem
Znalazłem coś co nigdy nie było zagubione
Odkryłem coś co już dawno wynaleziono
Przeprosiłem choć czekałem na dziękuję
Podziękowałem choć powinienem przeprosić
Prosiłem o coś o co nie powinno się prosić
Nie żałuję choć czuję smutek
Krwawię choć nie widzę żadnych ran
Spoglądam na ranę choć nie dostrzegam żadnych śladów krwi
Tonę we łzach choć moje oczy już dawno nie były tak suche
Może to tylko zapalenie spojówek?-
Tak to musi być zwykłe zapalenie spojówek….


Deficyt na miłość
Deficyt na miłość
O to cała prawda
Nie ma już miłości
Nie ma mnie ani Ciebie
Nie ma boga ani diabła
Deficyt na miłość
Wspomnienie przeszłości
Westchnienie wczorajszego jutra
Zapomniane sny w świecie racjonalnego gówna
Deficyt na miłość
Śmierć umiera ostatnia
Życie kończy się i zaczyna na krańcu wszechświata
Deficyt na miłość
Marzenia zadręczanego klauna
Malarza pozbawionego płótna w świecie wielu krajobrazów
Deficyt na miłość
Strach przed prawdą
Prawda zaczyna być kłamstwem w świecie w którym fałsz jest sacrum
Deficyt na miłość
Antidotum na pustkę
Na ostatni szelest własnego istnienia…
Deficyt na miłość
Łza na pustyni piasków namiętności
Krzyk szaleńca na grobie zamordowanych wartości

Gnosis
Do was świętych pogan Jeruzalem
Opluwacie swe twarze śliną własnych chciwości
Wasze oczy czarne od wyrzutów sumienia
Wargi popękane od ognia waszych kłamstw
Język wślizgujący się w łono dziewicy
Szukający zgniłego jabłka Ewy
O Adamie! Martwy twój żywot
Żywa twoja martwa dusza przeklęta
Oto nóż Kaina w mrowisku twojego serca
Ręka upominająca się o twoją zniewoloną duszę
Grabarze myśli kopulujący na pomnikach marzeń swoich truposzy
Kapłan odziany w purpurę swych demonicznych intencji
Wypuść ten kielich! Poczuj jak ześlizguje się po twych szkarłatnych dłoniach!
Niech noc zapanuje nad doliną twych pięknych dni
Dzieci cienia skradające się po drzewie edenu do owocu niedoskonałości
Zatrzymujące się na chwiejnych gałęziach żeglują ku przepaści w raz ze swym nałogiem śmierci
I Ty...! synu Adonai któremu Jeruzalem krzyczy w zmęczoną twarz Jeszua!
Nie uciekaj.
Zanim wyprą się Ciebie po trzykroć i wyrzeźbią z przeklętego drzewa Twój Święty Krzyż
Rozerwą twe ścięgna zgolą twą czaszkę zbierając cenny skalp twoich myśli i uczuć
Wyrwą kręgosłup rozrzucą kości następnie trąc na drobny proch
Twa krew płynie powoli jeszcze ciepła dogorywa na ołtarzu zbawienia
I gdy ostatni gwóźdź zgwałci święte członki i włócznia wojny dotknie ostatniego żebra pokoju
Będziesz wolny tak jak tylko ptak bywa wolny poza klatką swego więzienia
I gdy już lecisz tak beztrosko to wiesz, że oni nie mają żadnej władzy...


Urodzony 03.04.1967 r. w Mielcu.
Absolwent Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Rzeszowie. Obecnie mieszka i pracuje w Mielcu.
Wiersze pisze od dwóch lat. W 2024 r. zdobywca pierwszego miejsca w konkursie poetyckim "Czermin - moja mała ojczyzna", organizowanym przez Wójta Gminy Czermin, za wiersz "Czermin - wspomnienia z dzieciństwa - droga", będącym częścią tryptyku "Czermin - wspomnienia z dzieciństwa".

W swoich wierszach opisuje piękno przyrody, porusza problemy społeczne, ale nie stroni również od tematyki religijnej, oraz humoru.


Dziewczyna w sukience

Z trudem przygarbioną dźwigam wyobraźnię,
poznaję śmiech słodki wśród nieznanych głosów,
czuję ją tuż obok, choć niezbyt wyraźnie,
dziewczynę w sukience z kasztanowych włosów.

Widzę ją jak biegnie po kwiecistej łące,
bosymi nogami krople rosy strąca,
uplata bukiety we włosy pachnące,
błyszczące w promieniach wiosennego słońca.

To znów się kołysze wśród kłosów złocistych,
włosami ociera łzy dnia upalnego
blaskiem noc rozświetla oczów swych gwieździstych,
rozpromienia uśmiech księżyca bladego.

Usiadła na ławce liśćmi obsypanej,
zanurza swe stopy w kolorowych wrzosach,
całuję policzki twarzy dobrze znanej,
dziewczyny w sukience o srebrzystych włosach.

Miskantów rewia jesienna

W naszym ogrodzie cisza nastała,
na próżno ptaszyn śpiewu by czekać,
jesień listowie z drzew otrzepała,
mróz pewnie zacznie wnet w furtkę stukać.

Jednak nim zima tu się rozgości,
nim białym puchem szarość przykryje,
dwadzieścia panien ciut nieskromności,
w pastelach sukni rewiowych skryje.

Kreacje w brązie w zielone pasy,
wszystkie na miarę pannom uszyte,
skrywać się zdają raz talię osy,
drugi raz kształty bardziej obfite.

Zaś na ich głowach pióropusz puchu,
rajskiego ptaka piór cudnych krocie,
nawet przy lekkim powietrza ruchu,
mienią się niczym skąpane w złocie.

Stanęły smukłe w równym szeregu,
zamiast ramp, słońce oświetla scenę,
zdają się kroczyć jak na wybiegu,
by jak najlepszą dostać ocenę.

To już ostatnia rewia w tym roku,
tak jak traw życie dobiega końca,
powróci do nas po zimy mroku,
w nowej scenerii letniego słońca.

Dziś na kankana widzów zaproszą,
by efektownie spektakl uwieńczyć,
wysoko w górę kiecki podniosą,
aby szpagatem występ zakończyć.

Serce poety

Serce poety to oczy duszy,
Serce poety rozumu ręce,
Jest w stanie każdą skałę poruszyć,
Pocieszyć w każdej życia udręce.

Serce wrażliwe i kochające,
Serce w rozterce i pewne swego,
Ogniem miłości swojej płonące,
Topiąc zmarzlinę serca naszego.

Serce tęskniące, bo ludzkie serce,
Serce radosne życia radością
Wychwalające Stwórcę w podzięce,
Za świat stworzony Jego mądrością.

Serce poety, które skonało,
Zgasło jak warkocz martwej komety,
Odeszło z ziemi którą kochało,
Niezapomniane - serce poety.

Jak to kobieta

Z budzikiem rano toczy bój zażarty,
choć na porażkę walka ta skazana,
rzęsą strącając tusz w poduszkę wtarty,
wstaje zaspana,
zbudziwszy jeszcze śpiącą z Morfeuszem,
liryczną duszę.

Łyk kawy w biegu nim szpilki ubierze,
by swą pozycję podnieść przy rozmowie,
z magicznym lustrem, które zwykle szczerze,
prawdę jej powie,
ujmując przy tym jak co dzień troszeczkę,
wieku chwileczkę.

Jedwabny bukiet w kształt serca ułoży,
przeszyje wsuwką jak strzałą Erosa,
a barwny motyl swe skrzydła rozłoży,
na jasnych włosach,
w porannej zorzy promieniach błyszczących,
wiosną pachnących.

Zanim w pośpiechu klucz w zamku przekręci,
z tremem wymieni milczące spojrzenie,
perfum zapachem zachłanne zanęci,
zmysłów marzenie,
pełna kontrastów, odcieni paleta,
jak to kobieta.


HALINA BOGACZ-WARDZIŃSKA rodowita mielczanka, absolwentka Akademii Medycznej w Lublinie - magister pielęgniarstwa.
Od lutego 2024 roku należy do Towarzystwa Miłośników Ziemi Mieleckiej im. Władysława Szafera w Mielcu, jest członkiem Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO oraz Klubu Środowisk Twórczych.
Jest 3- krotną laureatką Konkursów Literacko-poetyckich organizowanych podczas Mieleckich Dni Seniora.
Otrzymała wyróżnienie w kategorii malarstwo w IX Plenerze Kultury Powiatu Mieleckiego "Z Nurtem Wisłoki".


NIEDOSYT
Budzić się przy Tobie
każdego dnia
Szperać po Twoim
ciele z ciekawością
Bez lęku podróżować
Zgłębiać zakamarki
miłości z pasją
Odkrywać nieznane
cudowności doznań
Rozsmakować się
zapachem rozkoszy
Długo pamiętać
burze uniesień
Te niesamowite
skrzydła ulotnej
nieokiełznanej fali
Morza fantazji
zakotwiczonych w podświadomości
uczuć wplątanych w życie
Naznaczonych piętnem
Nieśmiertelności.


IDEAŁ
Zostaw na wieszaku
ego i próżność
Porzuć bezwzględną wygodę
Złam zasady
typowego twardziela
Pokaż słabość
przykrytą powierzchownością
Nie wybrzydzaj
jak małe dziecko przy stole
Nie baw się życiem
Pozbądź się wszechobecnej
manipulacji
Wyrwij jak chwast hipokryzję
Spujż w głąb siebie
Bądź osiągalny
tu i teraz
Pozwól, bez maski
kwitnąć innym
przy Tobie
Bez zapłaty
Tak za darmo
Doskonały jest
  tylko Bóg


OSTOJA
Ogród sercem malowany
Otulony liśćmi pachnącego orzecha
Kwiatami bzu i dzikiej róży
Poprzeplatany konarami jabłoni
I starych grusz
Uwikłany w rabaty
Floksów, rumianów i jeżówki
Usłany dywanami zbóż
Nakrapiany chabrem
I czerwonymi makami
Zagonami słoneczników
Patrzących w firmament nieba
Łąkami pełnymi jaskrów
I wtulonych w trawę kaczeńców
Rozpieszczony wieczorem
Głośnym rechotem żab
I świergotem nocnych ptaków
Rozkosznie kołysanych do snu marzeń
Przyrośnięty do domostwa
Nadziewanego tradycją, miłością i wiarą
Obfitego w świeży chleb, masło i zsiadłe mleko
Nasyconego ciężką pracą Babci i Dziadka
Na wskroś przeniknięte dobrem
Z najwyższej półki życia
I najpiękniejszymi wspomnieniami
Beztroskiego dzieciństwa
Ogarnięte mocno zapachem
Polskiej ziemi i wolności.

Wrocławianka z urodzenia, warszawianka z zasiedzenia. Absolwentka Wydziału Handlu Zagranicznego SGPiS. Matka syna i córki (chronologicznie) i szczęśliwa babcia czterech wyjątkowych dziewczynek, dwóch Warszawianek i dwóch polsko-hinduskich Brytyjek.
Imająca się wielu zawodów dziennikarka, księgowa, lektor akademicki i „pani od angielskiego”.
Entuzjastka lingwistyczna – nauczająca angielskiego, rosyjskiego i niemieckiego oraz pobierająca naukę włoskiego dla przyjemności. Zakochana – bez wzajemności w malarstwie van Gogha. Z entuzjazmem próbująca medytacji.
Od urodzenia niepoprawna optymistka, pełna naiwnej wiary w dobro człowieka, ostatnio ze zdumieniem odkrywająca,że potrafi pisać wierszyki, które także innym się podobają.


NADZIEJA,
Ze zostanie oddala się,
Jak peron, widziany  z okna
Odjeżdżającego pociągu.
Co było, nie wróci.
Ona nie stanie już w drzwiach,
Mimo to, słońce będzie wstawać
I zachodzić.
„Jakie to bolesne” – westchnął
Ocierając łzę.


POTĘGA MIEJSCA
Inaczej
Zachowujemy się
W znanym otoczeniu,
Zmieniamy się
Wraz z jego zmianą.
Raz swobodni,
Kiedy indziej – skrępowani.

A letnim wieczorem
Między szumem morskich fal
A rozgwieżdżonym niebem?
Na ukwieconej, pachnącej łące?

A w urokliwej kawiarence
Z tym Jedynym u boku?
No właśnie.
A wszędzie to ci sami MY.


POLSKICH ŁĄK
Rozmowy wieczorne:
Błękitne i fioletowe dzwonki,
Rozkoszne bławatki, maki i kąkole
Szepczą do siebie przed snem.
Ich delikatny zapach uspokaja.
Księżyc otula je srebrną poświatą.
Do jutra, kochani…


OBSERWUJĄC SIĘ
W lustrze,
Zastanawiała się,
Dlaczego czas jednych głaszcze,
A innych nie rozpieszcza.
I dlaczego właśnie ona
Należy do tej drugiej grupy.


RYZYKOWNE
Decyzje życiowe, podejmował bez strachu,
Wierząc w nieustającą dobrą passę.
„Tańczy na linie życia”,
Mówiono obserwując go z niepokojem.
Gdy nie spadł, niektórzy odetchnęli.
Inni starannie ukryli rozczarowanie.
Jak różni jesteśmy, prawda?


Wiersze do Mielca Marii Czechowicz
I. ŻYCIE

Za każdym razem
Obiecujemy sobie, że
Tym razem:
-nie popełnimy takiego błędu,
-nie damy się oszukać,
-nie okażemy słabości.
-nie będziemy się łudzić, że
TO szczęście,  to już na zawsze.
I – jak zwykle –
Okazuje się, że wszystko
Jest tak samo.

Przystanek
Ze spuszczoną  głową,
W otoczeniu plastikowych reklamówek
Siedzi Nieszczęście.
Kiedyś przytulane, kochane,
Nazywane pieszczotliwie
„Maleńkim skarbem”,
Teraz przegrane, odtrącone, zapomniane.
Nie odwracajmy głowy,
Los niesie każdemu niewiadome…

Puste frazesy   
„Możesz na mnie liczyć” – mówimy,
Wiedząc , że nie dotrzymamy słowa.
„Życzliwie przyjmę wędrowca z drogi”,
Zapewniamy przed Wigilią, szykując się na narty.
Czujemy się lepiej, składając obietnice.
Nie troszcząc się o nikogo, poza sobą,
Uważamy się ,mimo to, za porządnych ludzi.
Okrutne to, niestety…

Tęskniąc
Za tym, czego nie doświadczyliśmy,
Pragnąc tego, czego nie zaznaliśmy,
Tracimy czas,
Nie ciesząc się  z tego , co mamy,
Co przeżyliśmy.
Pod stertą wygórowanych pragnień
Zakopujemy dobre wspomnienia.
Może trochę szkoda?

II. SMUTECZKI

Wymagania
Wysokie wobec siebie.
Wobec innych – jakby mniejsze.
Dlatego tak często
Liżę rany.

Parasol  
Płacze deszczem
Pod nim ja
Cała we łzach.
Oboje mamy
Swoje powody,
Tylko on nie cierpi…

Częste deszcze
W moim życiu,
Częste łzy w moim sercu…
Mam jednak dużo miejsca
Na słońce.
Zapewne zagości u mnie
Kiedyś.
Optymistka to przecież
Moje drugie imię!

Bezlistne
 Gałęzie wielkiego drzewa
Wchodzą  na mój balkon.
Poruszając się z wiatrem,
Straszą nocą.
Przywołują koszmary z dzieciństwa.
Chowanie się pod kołdrą
Tym razem nie pomaga.
Mama nie przyjdzie
By je odgonić – cena dorosłości.




PRZYJAŹŃ
Nic bez Ciebie nie byłoby takie samo.
Wsparcia i lojalności nie da się zmierzyć , zważyć , wycenić.
Blask w mych oczach i radość w sercu
To głównie twoja zasługa -  dziękuję Ci!

KŁAMSTWO       
Rozbiegane oczy,
Spierzchnięte usta,
Łomot serca
                 KŁAMIESZ!
Strach Cię ogarnia,
Paraliżuje wolę
Przesłania racjonalne myślenie
                   KŁAMIESZ!
Odetchnij głęboko,
Rozejrzyj się wokół
Otwórz się bez lęku
                   NA PRAWDĘ.

BUNTOWNIK
Wpajano ci zasady, którym się sprzeniewierzyłeś.
Uczono cię uczciwości, która odtrąciłeś.
Walczyłeś  z wiarą w dobro i sprawiedliwość.
Jak więc brzmi twoja wersja prawdy, twoje  credo?

AROGANCJA
Powiedz,
Jak to jest być pewnym,
Że znasz odpowiedź na każde
 ‘dlaczego’?
Kto dał ci placet na mądrość,
zaopatrzył w księgę
 Niepodważalnych aksjomatów?
Skąd pewność, że się nie mylisz?

NIE ROZPĘDZAJ SIĘ!
Nie mów „nie” , nim cię zapytam.
Nie odwracaj wzroku, nim zobaczysz.
Nie oceniaj, nim doświadczysz.
Nie odrzucaj, nim spróbujesz.
                          Nic nie jest zero - jedynkowe.

WOLNOŚĆ
Wielobarwny motyl wpadł przez okno.
Rozpaczliwie bijąc skrzydełkami
Bezskutecznie starał się wyswobodzić z fałd firanki.
Pragnienie wolności go zabiło. Skądś to znamy….

PRAWDZIWE ZNACZENIE SŁÓW
Czy mówimy to, co myślimy?
Ile przemilczamy, ile  upiększamy?
Czy zawsze wypowiadane słowo znaczy to,
Co chcemy, żeby znaczyło?
                 Czy prawda jest prawdziwa?
                 Czy ufność jest ufna          
                 A szczerość szczera?
                 Kto zna odpowiedzi ?

UROK MILCZENIA
Świat bogaty w milczącą treść
Otwiera swój niewypowiedziany urok
Na kartach książki,
Którą przeczytasz.
               Niewyartykułowane emocje,
               Nienamacalne pragnienia,
               Nieprzewidywalne puenty…..
               Wszystko to fascynuje tajemniczością.


Wiersze o miłości

Samo życie
Jesteś…
Czuję dotyk twoich palców,
Bicie twojego serca.
Świat wiruje
W rytm naszych westchnień.
Nieugaszalny niedosyt, ulotna chwila
Nie do przytulenia, nie do zatrzymania…

Cieszę się,
Że nie jestem tobą.
Nie odczuwam twoich smutków.
Jednocześnie żałuję, że nie jestem tobą.
Nie wiem, jak to jest śmiać się tak serdecznie,
Ufać tak bezgranicznie,
Kochać tak bezwarunkowo.
Żyć pełnią życia.
Jak ty to robisz?


Zaproś
Mnie do tańca.
Zakołysz mną, zawiruj.
Niech serce zabije w szalonym tempie,
Niech radość rytmu mnie wypełni!


Co się stało?
Między nimi przepaść.
Jak ją zakopać?
Między nimi morze.
Jak go przepłynąć?

Na  dnie przepaści
Ich złamane serca.
Na dnie morza
Ich niespełnione przysięgi.

Gdyby uwolnili uczucia,
Gdyby zaufali sobie ponownie
Zakopaliby przepaść,
Wyłowiliby wzajemną miłość.


Pragnienie
Chcę wywołać uśmiech
Na twojej twarzy.
Zachęcić Radość by weszła pod twój dach.
Sprawić, byś poznał  Szczęście.

Chcę usłyszeć
Twój Śmiech,
Doświadczyć
Twojej Czułości.


I. MYŚL POZYTYWNIE

1.Odwaga
Spójrz w słońce,
Zostaw cień za sobą.
Błędy przeszłości niech ci nie ciążą,
Idź z nadzieją!

2. Pozytywnie   
Dzień się budzi.
Radość wstaje, przeciąga  się Nadzieja.
Coś się zdarzy!
Kusi Życie.

3. Nowy początek
Otwórz drzwi,
Wpuść promienie słońca,
Ogrzej się ich ciepłem.
Uśmiechnij się i zacznij żyć na nowo!

4. Pomyśl
Życie nie czeka
Każda chwila jest bezpowrotna
Delektuj się nią, smakuj.
Nie marnuj jej na złe emocje!

5. Czasomierz
Tykanie zegara życia
Przypomina o ulotności chwili.
Łapię  więc każdą,
Nie pozwalam jej się zmarnować.

II. MYŚL ROMANTYCZNIE

1. NIEDOSYT
Nie jesteś, bywasz.
Pragnienie rozbudzasz,
 wspomnieniami żonglujesz.
Znikasz….

2. TWORZENIE
Wyszeptaj mnie – a się stanę,
Wypowiedz – zaistnieję.
Wyśpiewaj – a rozkwitnę
Nie zapomnij – bo umrę.

3. LAMPIONY
Unoszone w górę westchnienia - marzenia
Romantyczne. Kolorowe
Lampiony pragnień,
Nieśmiało wyszeptanych.

4. CISZA
Raz przytłacza, kamieniem leży na sercu.
Raz kojąco, z lekkością ważki rozbudza nadzieję
Że zaraz, za chwilę
Spełni się wyśnione…

5. Wspomnienie
Mała czarna na Montmartre…
Każdy łyk przypomina chwile
Spędzone z Tobą. Wszystkie
Jak skarb hołubię w pamięci.
                
Mój nieporadny francuski,
Twoje zabawne „szephaszam”
I te, ukryte w nas, rozedrgane emocje,
Których teraz tak bardzo mi brak.


III. PYTAJ!

1. Test
Masz zasady, własne poglądy
A życie Cię sprawdza codziennie.
Warto spojrzeć czasami w lustro
Czy nadal widzisz siebie, czy obcą maskę?

2. Pytania
Znałeś go, czy nie?
Sam nie wiesz.
Ufałeś mu, jak sądzę.
A jednak się zawiodłeś.
                  
Jak poznać drugiego człowieka
Gdy każdy  ma swoją skorupę
I chowa się w niej.  Dla bezpieczeństwa,
Czy też  aby ukryć prawdziwe  „ja”?

3. Niecierpliwość
Czekamy na nieoczekiwane z niecierpliwością, drżeniem serca.
Łapczywie zachłystujemy się tym, co teraz.
Ale to za mało!
Dlaczego tak trudno ugasić pragnienie nowego?

4. Wahanie
Mijamy się codziennie nie zauważając.
Tęsknimy za bliskością marnując każdą szansę spotkania.
Dni, jak ziarenka piasku przesypują się przez palce,
Sekundy z bezduszną bezwzględnością ulatniają się na zawsze.
Może dziś odważymy się być odważniejsi?

5. PORZĄDEK
Tęsknię na przewidywalnością, spokojem
Bez gwałtownych uderzeń serca……
Wiem, co się stanie, kontroluję ‘tu i teraz’.
Ale  gdzie wzloty i porywy? A gdzie ŻYCIE?

 

Please publish modules in offcanvas position.