Odchudzanie
Będziesz się odchudzał – wszyscy dziś to robią.
Tylko w jaki sposób? - Nie chce ci się ćwiczyć.
A może po prostu – pogniewaj się z żoną,
Sam gotuj obiadki i żadnych słodyczy !
Kapuściana dieta – sąsiad podpowiada.
Ty lubisz kapustę, ale z goloneczką,
Gorącą, pachnącą, tłuściutką i świeżą,
Dobrze przyprawioną – do tego piweczko.
Mineralna woda rano i wieczorem.
Choć wściekły i głodny – będziesz jak paluszek.
Krawiec się ucieszy, więc pomyśl, czy warto.
Ty ten sam, choć inny – gdzie twój piękny brzuszek.
Radzę – przeproś żonę, coś za coś, mój drogi.
Nie ma nic za darmo na tym pięknym świecie.
Lepiej być puszystym, wesołym i zdrowym.
Ci, co na okładkach, niech będą na diecie.
Refleksja
Myślisz – wystarczy ścisnąć pięści,
Zapytać – po co nam to było?
Bo przecież my to nie ci pierwsi,
Innym przed nami też się śniło.
To, co wydaje nam się nowe,
Już oni dawno wymyślili,
Przed nimi trzeba chylić głowę,
Chcieli – nie mogli – dlaczego zwątpili?
Bo głową muru... i tak dalej,
Czas jego wieczną trwałość skruszy,
Bezsilność siły, bezsilność męki,
To wszystko leży nam na duszy.
I nie wystarczy ściskać pięści,
Palcami trochę ruszać trzeba.
Do życia mało tylko chęci,
Czasami jeszcze trzeba chleba.
Feralna trzynastka
Jutro trzynasty i piątek,
Na samą myśl cierpnie skóra,
Bo kiedy sobie przypomnę,
Ta oblana matura,
Złamana noga, zgubiony portfel,
W sądzie sprawa przegrana,
Muszę coś zrobić – wezmę L-4,
Z domu nie wyjdę od rana.
Gdy pod pierzyną – szczęśliwy cały,
Chcę przespać feralną trzynastkę,
Zamykam oczy, liczę barany,
Wiem, że na pewno nie zasnę.
Już po raz któryś dzwoni telefon!
Odbieram i pęka mi głowa,
Los mnie dosięgnął!!!
Zieńciu, już jestem,
Czekam na dworcu.
TEŚCIOWA.”
Moje miasto
Z dziesiątego piętra mojego wieżowca,
Wszystko obserwuję jak z lotu szybowca.
Domy, skwery, place, ulice i drzewa,
Kiedy patrzę z okna, duma mnie rozpiera.
To jest moje miasto, tu się urodziłem,
Tu wszystko jest dla mnie, tak bliskie, tak miłe.
To jest moje miasto, znam tu każdy kamień,
Zwyczajne dla innych, najpiękniejsze dla mnie.
Widzę stadion, szkołę, za szkołą - przedszkole,
A obok kawiarnia, duże parasole.
I budka z lodami, dalej pawilony,
Po prawej kościółek i rynek zielony.
Bo to moje miasto, rodzina tu mieszka,
Wujkowie, dziadkowie i ciocia Agnieszka.
Bo to moje miasto, gdy ktoś by mnie spytał,
Czy bym stąd wyjechał? – Przenigdy i kwita.