Kapuściński Janusz

Drukuj

 

 

 

 

Urodzony 3 października 1939 roku. Emerytowany nauczyciel historii i geografii ze Szkoły Podstawowej Nr 1 im. Władysława Szafera w Mielcu. Członek Grupy Literackiej „Słowo”, działającej przy Towarzystwie Miłośników Ziemi Mieleckiej im. Władysława Szafera w Mielcu.

Autor tomiku ,,Posłuchaj wiatru, posłuchaj” (Mielec 2010). Swoje utwory prezentuje na spotkaniach autorskich, na niniejszej stronie, na portalu www.hej.mielec.pl , w prasie regionalnej oraz w wydawnictwach  Grupy m.in. w almanachach: „W rytmie słowa” (Mielec 2009), „Zanurzeni w słowie” (Mielec 2011), w tomie miast partnerskich „W dalszej i bliższej perspektywie” („Sofern wie nah”) wydanym w 2011, a także w „Artefaktach” – Mieleckim Roczniku Literackim Nr 1 (2012). W roku 2013 wydał swój drugi tomik poezji „Reminiscencje” [więcej].
Zmarł 18 grudnia 2016 roku, pogrzeb śp. Janusza Kapuścińskiego odbył się w środę 21 grudnia 2016 roku w kościele MBNP w Mielcu.


Piwnica pod Baranami

Wino grzane z korzeniami wonnymi
przepijam w piwnicy do baranów kariatyd
spod maski widać zarys ust
błyszczące oczy
ciała rozpalone
brak miejsca na oddalenie
czy przepływ powietrza między materią
bezzębne maszkarony patrzą ze zrozumieniem
burzy się młode wino
ile zachodów słońca trzeba
by stało się starym dobrym Węgrzynem

Róża

Esencja wdzięku
miraż istnienia
efemeryda
wśród flory barw
doznaję lęku
gdy z krzewu cienia
twoja uroda
ostra jak karb
wchodzi w me ciało
kłuje niechcący
gdy innym zmysłem
oglądam cię
czy to jest mało
gdy w krzew kwitnący
piękno z cierpieniem
jednoczy się
płatki twe cudne
wabią i nęcą
zapach przyciąga owady
nas
gdy płatki złudne
wreszcie się skręcą
piękno noc przyjmie
cierpienia czas.

Jesień

Tuż przed dwunastą przyszła jesień
pogodnie cicho i dostojnie
paletę barw za sobą niesie
lecz już bez kwiatów
kwiatów polnych
wyprzedaż lata wszystko zmieni
weszła do żółtych kalendarzy
już wszystko było o jesieni
może nowego coś się zdarzy
przejrzę na oczy potem nagle
obrócę wzrok swój poza siebie
jak stary okręt zwrócę żagle
tam gdzie zobaczyć mógłbym ciebie
pożółkłe kartki znaki lata
wspominać będę nieustannie
już tyle było lat jesieni
ja trwam i pamięć twoja o mnie

Nałęczowski święty

Ławeczki na wzgórzu
ławeczki na wzgórzu „Jabłuszka”
na wzgórzu gdzie brzozy
gdzie brzozy płaczące i dróżka
ta dróżka tak kręta
tak kręta i wąska
i wąska i długa do nieba
tą dróżką tą wąską
szedł żołnierz z Sybiru
jabłuszek mu brakło i chleba
i chleba i ziemi
tej ziemi z brzozami
brzozami krzyżami świętymi
szedł żołnierz polami
polami lasami
lasami dróżkami krętymi

Gdy wrócił krzyż stanął
a obok kapliczka
kapliczka na wzgórzu „Jabłuszka”
gdy jego nie stało
innych tutaj niemało
została kapliczka krzyż i dróżka


Pomnik Chopina

Widzę w bryle wierzby zaklęte nuty
szum wiatru w brązowych szponach
czas stanął w miejscu
jest gdzieś ponad

w wielkości przeplatanej zwątpieniem
trwa sztafeta pokoleń
z pałeczką wartości nieprzemijających
mimo trudów ludzkiego istnienia

jego muzyka
daje wiarę w trwanie

może choć czasem zabije nam mocniej
serce do niej
gdy ją zrozumiemy


Moje miasto

Z topornego cementowego piętra
patrzę na miasto
moje miasto
moje życie
wszystko przelewa się przez mrowisko ruchu
kakofonię dźwięków
migotanie stugębnych barw
przez noc dzień i świt
przez świt dzień i noc
i nowy zmierzch
o zmierzchu w ciszy patrzę przez światło
zamkniętych powiek
na moje miasto
moje życie
ta retrospekcja i introspekcja
nie wychodzą na moją korzyść
coś mi przecieka między palcami
moje miasto
moje życie


Zamek w Lublinie

Ciała poszarpał tlen
pamięć poszarpał czas
kraj już dawno nie ten
i płomień gniewu zgasł
leżeli cicho jak kłody
z niemym tragicznym wyrzutem
nie dano im kubka wody
myśli ich były zatrute
z oddali jutrzenka wolności
pukała do miasta bram
kto nimi plac zamku wymościł
ich strzępy bezwładne
leżą tam
ślady zębów na ciele
palce zgryzione do krwi
jak zwierzęcości wiele
miał ten co wina w nim tkwi


Limba

Posadziłem limbę zielonopalcą
drgają na niej dzwoneczki rosy
kierdel dzwonków cichutkich
sama
mizerna
opuszczona przez swoich
wypatruje halnego
tu w dolinie śle listy szelestem
tęskni
opłakuje ojczysty brzeg
i kamienistą wąską drogę do domu
czasami zamigocze ta sama gwiazda
zaświeci ten sam księżyc
zaszumi we śnie
ten sam zielony las
czasami
zaświeci to samo słońce


***

Kiedyś mówił
że już nie może
nie potrafi jak inni
cieszyć się słońcem
albo tak normalnie
jak inni ludzie
iść w sobotnie popołudnie na spacer
do parku
nad rzekę
w nieznane
ku przygodzie
ku życiu
ku nowemu

Chciałbym napisać o nim wiersz
o człowieku
ale nie mogę
nie potrafię znaleźć rymu
do słowa esperal.


Rozstanie


Pędzi dudni pociąg
w takt bicia serca
jestem sam
słyszałem uderzenia serca czyjegoś
idącego po schodach
jestem nie w swoim domu u obcych
muszę jechać wrócić
jak tam trafić
nikt nie potrafi wskazać drogi
wezmę czajnik łyżkę pomidora
pójdę szukać
dlaczego leżę w trawie
i tak blisko dudni pociąg
jestem nagi
okradziony z myśli
strzępy uczuć
strzępy wspomnień
chęć trwania
jak pięknie śpiewa Beniamino Gili

Doradź czy wysiąść z tego pociągu
lepiej zostań tu bezpieczniej
gdzie pójdziesz
to czego szukasz już nie istnieje

wysiadam
koniec drogi.