Monika Hebda – urodzona 15 listopada 1978 roku w Mielcu. Od urodzenia mieszka w miejscowości Tuszyma. W 1997 roku ukończyła Technikum Zawodowe przy Zespole Szkół Ekonomicznych w Dębicy.
Pierwsze wiersze napisała w 1999 roku, odłożyła je do szuflady na długie lata, od czasu do czasu dokładając kolejne. Pisanie traktuje jako hobby. Prywatnie jest pracownikiem produkcji w jednej z mieleckich firm.
Wisłoko! – malownicza i piękna,
Kusicielska… ponętna,
Wśród twych zakątków urokliwych,
Człowiek czuje się tak szczęśliwy…
Gdy z nieba leje się żar,
Dajesz ochłody, rozkoszny dar,
I czarujesz, fal cichym szumem,
Przejmując władzę nad ludzkim rozumem.
Wisłoko! – malownicza i piękna,
Dziś wołam: bądź przeklęta!
Za beztroski rozkoszne chwile,
Zażądałaś, aż TYLE…
Zdradliwa przyjaciółko śmierci,
Cieszy cię łza, co w oku kręci.
Przeklinam cię, za twój czar
I za ten żalu… bezmiar.
(Marcinowi T. – zginął tragicznie w nurtach Wisłoki)
ARKADIA
Wymykam się bezszelestnie
do zaszyfrowanej arkadii
mojego istnienia.
Biegnę boso
wśród kolczastych zarośli .
Błądzę w labiryncie uczuć,
zmęczona…
gaszę pragnienie rosą szczęścia,
na zielonych niwach wspomnień,
delektując się każdą, życiodajną kroplą.
UCIEKAJĄC
biegłam jak szalona
uciekając przed zjawą rzeczywistości
czyhającą za każdym rogiem,
czując jej oddech, muśnięcie koszmarnych
palców na moim ubraniu
wdepnęłam niezdarnie w kałużę
brudnych myśli boso…
jeszcze czuję błoto pomiędzy palcami,
podświadomie chwytam tęsknotę czystego,
górskiego strumyka unoszącą się
na motylich skrzydłach wciąż
po omacku…
czołgam się wyczerpana ku migotającemu
promykowi marzeń… niespełnionych
ZAGUBIONA
Zagubiłam się w świecie złudzeń,
niemal zagłodziłam dietą z marzeń,
tymczasem, bez żadnej ckliwości,
jednym, głośnym chichotem losu
zbudzono mnie z bajkowego snu.
To ja, stoję u bramy raju,
zamkniętej na klucz, zgubiony,
w podartej sukni codzienności,
splamionej odwagą i strachem,
niepokonana i bez zwycięstw,
przepasana prześwitującą
wstęgą nadziei beznadziejnej,
z tarczą wiary na przedramieniu,
czekam, może jednak otworzą?
******
Spalam się
W ogniu pytań bez odpowiedzi,
Tone
W morzu szans niewykorzystanych,
Frunę
Na skrzydłach marzeń ulotnych,
Kolekcjonuję
Z numizmatyczną pasją szczęśliwe chwile,
Diagnozuję
Arytmię uczuć nienazwanych,
Jestem
Choć nikt nie wie kim.
******
Nikt mi nie pomoże
Tylko Ty jedna...
O pokorności wzorze!
Naucz mnie Pani tego,
Spokoju Twojego.
Naucz mnie wszystko w sercu rozważać,
Wiarę w Bogu pokładać.
Pomóż uciszyć sumienie,
W którym echem odbija się brzmienie:
Czemu???
Po co???
Dlaczego?!!!
SPACER
Zaproszono mnie na spacer,
Promenadą przyszłości,
Przyglądam się jak los,
Przesiewa wciąż ciepły piasek chwil
Przez poszarzałe palce codzienności,
Przekornie uśmiecham się sama do siebie,
Choć przykry kurz znów szczypie w oczy,
Ukradkiem wycieram natrętne łzy,
Zaciągam się orzeźwiającą bryzą radości,
Krok za krokiem, podążam w stronę
Zachodzącego słońca.
AUTOSTRADĄ MARZEŃ
Autostradą marzeń wyruszyłam w świat.
O krok przede mną los w masce błazna,
żongluje figlarnie nadzieją i obawą,
śmieję się choć nic nie jest śmieszne,
gonię coraz prędzej i prędzej
za szybko by móc zauważyć
kiedy los zmienił twarz.
PRZYPADEK I CZAS
Przypadek i czas
Wciąż gnębią nas.
Przypadek i czas
Zawsze idą wraz.
Czasem przypadek
Podkłada nam nogę
A my przeklinamy przygodę.
Wtedy doktor czas ,
Diagnozuje i leczy nas
Stosując pigułki zapomnienia
I jakoś wszystko, na dobre się zmienia.
Nie kiedy przypadek, przekornie ,
Zgrywając dobrodzieja , niepozornie
Skrzydła nam przypina ,
A czas podstępnie je podcina.
Nie schodząc z warty
Stroją sobie z nas żarty.
Gdy jednak się dogadają,
Tylko wybrańcowi sielankę dają.
I tak to właśnie przypadek i czas
Subtelnie tyranie swą uprawiają
Pokazując, że władzę nad światem mają.
CZŁOWIEK I ŻYWIOŁY
Idzie człowiek ulicą
W jego sumieniu żywioły krzyczą,
Jak demony,
Biorą go w swoje szpony
J wciągają w taniec godowy.
Brunatne duszy odłogi
Splątują mu nogi,
Pługiem doświadczeń zryte,
Kurzem zmartwień pokryte.
Wulkany gniewu, zbudzone zostały,
Lawy zła umysł zalały cały.
Brnie człowiek nieśmiały,
Wobec żywiołów tak mały .
Huragan przeżyć wewnętrznych
Rozszarpuje na strzępy.
A diabeł o nic go nie pyta,
Bezczelnie stempluje swe kopyta
I ręce zaciera za rogiem,
Drażniąc się z Bogiem...
Gleba rodzić plony zdolna
Dziś jest… nieudolna.
Potok słów niewypowiedzianych,
Występuje z koryta łzami
I płacze człowiek nocami,
Być może, krople łez przejrzyste,
Obmyją to co dobre, co czyste...
Rozpętała się mózgu burza,
Pod tsunami myśli się zanurza.
Serca ogarek, tli się, dogasa.
Nadzieja,
Lichy płaszcz rozpościera,
Dopuszczając leciutkie podmuchy,
Tak potrzebnej otuchy,
By ogarek w płomień się zmienił,
By człowiek życie swe odmienił,
By wzniecić pożar miłości,
By spalił się w niej w całości
I doszczętnie zwęglony
Ożywił ziemię, by wydała plony.
TELEFON DO BOGA
Halo! Halo!
Boże to znowu ja,
Nawaliła mi nawigacja!
Jechałem pociągiem,
Wysiadłam…
To nie ta stacja.
W budce telefonicznej,
Zerwana słuchawka.
Pusty konfesjonał,
Zaskoczyć mnie zdołał...
To ja Boże!!!
Wołam w przestworze...
Dobrze, że mnie słyszysz,
Słyszysz? - Jak dobrze.
Przyślesz przebaczenia taksówkę?
Dziękuję!
Słucham, słucham?..
Opatrzności taksówkę... Przyślesz?
A wiem, dziękuję
Teraz rozumiem...
Kupię bilet z powrotem.
AUSCHWITZ
Brama wjazdowa
Drut kolczasty dookoła.
Pociąg towarowy
Ludźmi wypełniony.
Piżama w paski,
Kościste nadgarstki,
Ogolona głowa,
Porcji jedzenia – połowa!
W oczach przerażenie i strach...
Nadziei brak.
Do morderczej pracy zmuszani,
Bici, gwałceni i poniżani.
O dezynfekcji ich kłamano
Nagich zbiorowo
Pod prysznic wganiano.
Trujący cyjanowodór
Wpuszczano do komór.
Wszystko im odebrano...
Eksploatowano
Nawet to co zostało:
Złote zęby... włosy,
Ludzki tłuszcz i skórę,
Ukazując swą bestialską naturę...
Uwolnieni od ucisku,
Nieludzkich nazistów,
Patrzą dziś z nieba szczęśliwi,
Bo, cały świat chyli
Czoła w tej chwili,
Zwiedzając bez pośpiechu...
Miejsce tysięcy
Ostatnich oddechów.
To Auschwitz!
Tam nie da się stać,
Jak obojętny widz.
ZAMYŚLENIE
Jak tęskni serce
Niepokorne,
Gdy mąż idzie na wojnę?
Nie ma znikąd
Pomocy
I szlocha, w poduszkę
W nocy...
Co odpowiedzieć...
Dzieciakom,
Gdy pytają:
Co z tatą?
Jak być dumnym...
Gdy czas wyboru
Trumny?
Jak dobrze, że
Nie ma wojny!
Że można mieć
Sen spokojny...
Dziękuję Bogu
Za to zamyślenie,
Bo teraz wiem
Co najbardziej cenię.
Gdy zrywam się
Ze snu,
A on śpi..
Obok tu...
PERŁA
Jestem piratem
Na wzburzonym morzu sumienia.
Szukam perły mojego istnienia.
Szukam już wiele dni,
Wiem, że w rozpadłym wraku,
Zatopiona tkwi.
Wstecz się nie oglądam,
Na kompas spoglądam.
Na nowo stery ustawiam,
Kurs naprzód ponawiam.
Wyruszam w drogę!
Wyruszam... z Bogiem.
ROMANTYCZNA RUSAŁKA
Nadeszła… romantyczna rusałka
spowita w srebrzystej poświacie,
na imię miała noc.
romantyczna, letnia noc…
Księżyc, zalotny kochanek,
kąpał swe odbicie w tafli jeziora.
pokorny harem perłowych gwiazd
niósł welon z chmur półprzezroczysty.
echo, wtuliło się w jej ramiona
na chwilę
uśpione pocałunkiem ciszy.
potem, gdzieś z oddali
zabrzmiały świerszczowe ballady.
rozmarzony wiatr
uniósł ją leciutko w tańcu.
Zaś ona depcząc, bezdusznie serca swych kochanków
pobiegła na powitanie poranka.
Oczyma jezior mrugała do niego, lecz on
odrzucił ją,
zniknęła rozczarowana za kotarą mlecznej mgły.
i tylko rosa kryształowych łez połyskiwała,
pamiętliwie na gęstych rzęsach traw.
AGONIA EGZYSTENCJI
Radość z młyńskim kamieniem żalu
U szyi tonie w rwącej rzece rozpaczy
Otumaniona dźwiękiem chichotu
Ostatkiem sił chwyta się brzytwy
Serce beznadziejnością krwawi
Endorfiny opuszczają mózgu
Krainy w żałobnym orszaku
Doliną pustki… jeziorem łez
Dryfuje agonia egzystencji