Urodzona 21 sierpnia 1945 r. w Brniu Osuchowskim. Mieszkanka Brnia Osuchowskiego.Po ukończeniu szkoły podstawowej pracowała w gospodarstwie rodziców i uczęszczała do szkoły przysposobienia rolniczego w Czerminie, a następnie pracowała w „Iglopolu” w Trzcianie i w PKS Mielec, skąd w 1996 roku odeszła na emeryturę. Kocha wieś, pracę na wsi i przyrodę, wszelkie kultywowane tradycje, wyczulona jest na każde cierpienie, w szczególności cierpienie zwierząt i bezduszność człowieka. Należy do Grupy Literackiej „Słowo” od 2010 roku.
Zaproszenie
Na ucztę Cię zapraszam czytelniku miły
Menu będzie wykwintne, urozmaicone
Nasze czasy w talenty mocno obrodziły
Stąd duchowym pokarmem stoły napełnione
Pysznią się więc dorodne różne winogrona
Aby nam wapniem wzmocnić kręgosłup moralny
I kalorie też nęcą w grubych, tłustych tomach
Będą aminokwasy i węglowodany
Cenne białko w cieniutkich tomikach króluje
A jest to najcenniejszy do życia budulec
Cała gama witamin ducha prowokuje
Zapewne trudno będzie pokusie nie ulec
Warto zatem skosztować z każdego talerza
I także tę w wazie rozwodnioną zupę
Każda myśl cenna bywa, sama w sobie świeża
Nawet gdyby ją trzeba wyławiać przez lupę
Tu można też bez obawy skosztować słodkości
Bo stać się mogą dobrym katalizatorem
Kiedy los kapryśny z ciężarem zagości
Pocieszą i zabliźnią ranne serce chore
I ja tam nieśmiało swe trzy grosze podtykam
A może tam spełni choć rolę błonnika.
Rady praktyczne
Nie zatrzymuj Wisły kijem
Pozwól niech swobodnie płynie
Oliwa na wierzchu żyje
Zmierzch głupoty zaś w głębinie
Nie płyń z prądem choć porywa
Bo zagarnia martwe ryby
Często koniec smutny bywa
Gdy osaczą życia tryby
Nie idź w szranki z wiatrakami
Raczej daj im do wiwatu
Za niedługo padną sami
Ty szczęśliwy spojrzysz na to
Nie wierz wszystkim i we wszystko
Co Twe ucho rejestruje
Przesiewaj przez gęste sito
Bo to dobro owocuje
Nie krocz w parze z naiwnością
Przyjaciółka to zawodna
Gdy rozsądek przyjmiesz w gości
Twa starość będzie pogodna
Nie wydawaj też wyroków
Zanim nie przemyślisz sprawy
Choćby źdźbło raniło oko
Twój sąd nie będzie łaskawy
Nie zamykaj serca swego
Gdy jak strunę Ci porusza
Cichy głos Ducha Świętego
Gdy omdlewa Twoja dusza
Boże Dziwy
Znowu pełnia w kalendarzu
Na niebie księżyc w koła wachlarzu
Dumnie króluje w złotym otoku
Lśni jak latarnia o szarym zmroku
Dumne chmurki jak w defiladzie
Suną dostojnie w wielkiej paradzie
Ciemne jasne małe i duże
Swój wkład mają w nieba strukturze
Gwiazdek srebrnych cała plejada
Pogodną nocą do okna wpada
Takie poważne i zamyślone
Jakby z ażuru tworzą koronę
Taka to cudna niebios uroda
Że aż niekiedy zasypiać szkoda
Cicha harmonia doskonałości
Wieńczy to dzieło Boskiej mądrości
Ale powieki same się kleją
Zakodowane stałą nadzieją
Że gdy przemienię snu liczne fazy
Oczy zobaczą nowe obrazy
Zorza oznajmi że nowy dzionek
Pobudką zbudzi miły skowronek
Dzięki Ci Panie za Twoje dziwy
Bo jesteś Święty, Żywy, Prawdziwy
Karuzela
Jedzie w polu karuzela
Duży bęben tańczy młynka
Od łęcin bulwy odcina
Taka mądra ta maszynka
Pac, pac, spadają piłeczki
Różnie tańczą, podskakują
Nie ma dla nich już ucieczki
Na przyczepę wprost wędrują
A z przyczepy do piwnicy
Tam w cieple przetrwają zimę
Już szczęśliwi są rolnicy
Teraz czas siać oziminę
Ale problem z łęcinami
Co je zaraz zgarną brony
Bo nas straszą mandatami
Ekolodzy od ochrony
Wyczytali gdzieś tam z tomów
Że dym truje środowisko
Tak spłoszyli nam z zagonów
Zacny urok kartofliska
Moi drodzy bez przesady
Nie nękajcie tak rolników
Posłuchajcie mojej rady
Bo wciąż mamy trosk bez liku
Bo dylemat ten prawdziwy
Niech wszyscy przekonsultują
Kto lud w mieście będzie żywił
Gdy rolnicy zastrajkują
Na ucztę Cię zapraszam czytelniku miły
Menu będzie wykwintne, urozmaicone
Nasze czasy w talenty mocno obrodziły
Stąd duchowym pokarmem stoły napełnione
Pysznią się więc dorodne różne winogrona
Aby nam wapniem wzmocnić kręgosłup moralny
I kalorie też nęcą w grubych, tłustych tomach
Będą aminokwasy i węglowodany
Cenne białko w cieniutkich tomikach króluje
A jest to najcenniejszy do życia budulec
Cała gama witamin ducha prowokuje
Zapewne trudno będzie pokusie nie ulec
Warto zatem skosztować z każdego talerza
I także tę w wazie rozwodnioną zupę
Każda myśl cenna bywa, sama w sobie świeża
Nawet gdyby ją trzeba wyławiać przez lupę
Tu można też bez obawy skosztować słodkości
Bo stać się mogą dobrym katalizatorem
Kiedy los kapryśny z ciężarem zagości
Pocieszą i zabliźnią ranne serce chore
I ja tam nieśmiało swe trzy grosze podtykam
A może tam spełni choć rolę błonnika.
Rady praktyczne
Nie zatrzymuj Wisły kijem
Pozwól niech swobodnie płynie
Oliwa na wierzchu żyje
Zmierzch głupoty zaś w głębinie
Nie płyń z prądem choć porywa
Bo zagarnia martwe ryby
Często koniec smutny bywa
Gdy osaczą życia tryby
Nie idź w szranki z wiatrakami
Raczej daj im do wiwatu
Za niedługo padną sami
Ty szczęśliwy spojrzysz na to
Nie wierz wszystkim i we wszystko
Co Twe ucho rejestruje
Przesiewaj przez gęste sito
Bo to dobro owocuje
Nie krocz w parze z naiwnością
Przyjaciółka to zawodna
Gdy rozsądek przyjmiesz w gości
Twa starość będzie pogodna
Nie wydawaj też wyroków
Zanim nie przemyślisz sprawy
Choćby źdźbło raniło oko
Twój sąd nie będzie łaskawy
Nie zamykaj serca swego
Gdy jak strunę Ci porusza
Cichy głos Ducha Świętego
Gdy omdlewa Twoja dusza
Boże Dziwy
Znowu pełnia w kalendarzu
Na niebie księżyc w koła wachlarzu
Dumnie króluje w złotym otoku
Lśni jak latarnia o szarym zmroku
Dumne chmurki jak w defiladzie
Suną dostojnie w wielkiej paradzie
Ciemne jasne małe i duże
Swój wkład mają w nieba strukturze
Gwiazdek srebrnych cała plejada
Pogodną nocą do okna wpada
Takie poważne i zamyślone
Jakby z ażuru tworzą koronę
Taka to cudna niebios uroda
Że aż niekiedy zasypiać szkoda
Cicha harmonia doskonałości
Wieńczy to dzieło Boskiej mądrości
Ale powieki same się kleją
Zakodowane stałą nadzieją
Że gdy przemienię snu liczne fazy
Oczy zobaczą nowe obrazy
Zorza oznajmi że nowy dzionek
Pobudką zbudzi miły skowronek
Dzięki Ci Panie za Twoje dziwy
Bo jesteś Święty, Żywy, Prawdziwy
Karuzela
Jedzie w polu karuzela
Duży bęben tańczy młynka
Od łęcin bulwy odcina
Taka mądra ta maszynka
Pac, pac, spadają piłeczki
Różnie tańczą, podskakują
Nie ma dla nich już ucieczki
Na przyczepę wprost wędrują
A z przyczepy do piwnicy
Tam w cieple przetrwają zimę
Już szczęśliwi są rolnicy
Teraz czas siać oziminę
Ale problem z łęcinami
Co je zaraz zgarną brony
Bo nas straszą mandatami
Ekolodzy od ochrony
Wyczytali gdzieś tam z tomów
Że dym truje środowisko
Tak spłoszyli nam z zagonów
Zacny urok kartofliska
Moi drodzy bez przesady
Nie nękajcie tak rolników
Posłuchajcie mojej rady
Bo wciąż mamy trosk bez liku
Bo dylemat ten prawdziwy
Niech wszyscy przekonsultują
Kto lud w mieście będzie żywił
Gdy rolnicy zastrajkują